W
domu Potterów zjawiłam się wymęczona. Zbyt wielka ilość informacji, które
musiałam przyswoić sprawiała, że moja głowa ważyła chyba sto kilo. Oparłam
brodę na dłoni, a łokieć położyłam na stole. Dobrze, że istnieją tak dobrzy
ludzie jak Lilka, która mnie nakarmi. Nie lubiłam gotować i nie umiałam
gotować. Zawsze brałam coś na wynos, albo ktoś był na tyle kochany, że zaprosił
mnie na obiad. Jedyną rzeczą, która zawsze wychodziła mi wyśmienicie, było
parzenie kawy. Ale w sumie tego nie dało się popsuć. Przede mną pojawił się
talerz ze smakowicie wyglądającym obiadem. Uśmiechnęłam się do siebie sięgając
po widelec.
-
Kocham cię, Lily – powiedziałam patrząc na apetycznie wyglądające ziemniaczki z
sałatą. Ruda zaśmiała się krótko i usiadła naprzeciwko mnie.
-
Jak tam w pracy? – zapytała, a moja ręka z widelcem zastygła w połowie drogi do
ust. Spojrzałam na nią uważnie i odłożyłam sztućce na talerz. Ona coś
wiedziała.
-
Skąd wiesz? – zapytałam przyglądając jej się z ukosa robiąc drugie podejście do
obiadu. Jak tak dalej pójdzie to nigdy nie zjem. Lily przyglądała mi się chwilę
i dopiero jak się już najadłam podjęła dalszą rozmowę.
-
James przysłał mi sowę, że miałaś małe spięcie z Syriuszem w biurze i że wróci
później – a to paplająca małpa z tego Rogacza. Ale w sumie to dobrze, bo jakbym
miała tutaj siedzieć z Blackiem to bym chyba umarła z głodu, bo oczywiście bym
nie została.
-
Nie wiedziałam, że Rogacz i kundel są aurorami – mruknęłam zamyślając się na
chwilę. W sumie niewiele wiedziałam o moich przyjaciołach. Wiedziałam tylko,
gdzie pracują Lily i Mary, ale nie wiedziałam nawet jakie plany mają na przyszłość,
kim chcą być. Tyle niewiadomych.
-
Bo nigdy nie pytałaś – stwierdziła oschle Lily, a ja spojrzałam na nią
zaskoczona. Wzrok miała tak lodowaty, że aż mnie przeszły ciarki. – Gdybyś nie
była taka zapatrzona w siebie zauważyłabyś o wiele więcej rzeczy, albo
chociażby zapytała.
Uniosłam
brwi nie wiedząc co powiedzieć. Czułam się jak ryba wyciągnięta z wody, która
próbuje złapać powietrze. Jej słowa mnie zabolały. Lily próbowała wmówić mi, że
jestem egoistką. Zaczęło się we mnie gotować. Zacisnęłam dłonie w pięści
próbując się powstrzymać od wybuchu.
-
Chcesz mi powiedzieć, że jestem samolubna? – zapytałam siląc się na spokojny
ton. Ruda przyjęła obojętny i znudzony wyraz twarzy, a mnie wryło w ziemię.
Swoim zachowaniem kompletnie wytrąciła mnie z równowagi.
-
Tak, to właśnie chcę powiedzieć. – powiedziała spokojnie, a ja otworzyłam usta
ze zdziwienia. – Od kiedy przyjechałaś to tylko ja, ja i ja. Bo w Hiszpanii
było tak cudownie, a w Ameryce tak nowocześnie… - zaczęła przedrzeźniać mnie.
Chodziła
po kuchni starając się mnie parodiować, a co jakiś czas rzucała mi ironiczne
uśmieszki. Wszystko to co zdążyłam sobie poukładać w głowie, wyglądało teraz
jakby przeszedł prze nie huragan i wszystko zburzył. Nie rozumiałam już nic.
Przecież Lily tak bardzo cieszyła się z mojego powrotu, a teraz zachowuje się
jakbym była jej wrogiem. Co ją tak nagle napadło?
-
A Marcus tak świetnie całuje, ojeju, czuję się jak nastolatka – zapiała
szyderczo Lily, a we mnie zawrzało.
-
Nie mieszaj w to Marcusa – syknęłam przez zaciśnięte zęby. Każda wzmianka o nim
powodowała, że do głowy przychodził mi obraz jego w trumnie. Bardzo to bolało,
bo nie zasłużył sobie na śmierć. Jeszcze bardziej przytłaczało mnie to, że
prawdopodobnie mógł być tylko przynętą.
-
Biedna Dorcas się zdenerwowała – Ruda powiedziała to tonem jakim mówi się do
dziecka, gdy spadnie mu lód na ziemię. Do tego uśmiechała się teraz mściwie.
Najwyraźniej dręczenie mnie sprawiało jej wielką radość. – Bezbronna Meadowes
musi prosić wszystkich o pomoc, bo sama nie potrafi poradzić sobie w dorosłym
życiu.
-
Nikogo nie prosiłam o pomoc, Evans – warknęłam podnosząc się gwałtownie z
krzesła, które przewróciło się, ale teraz mnie to nie obchodziło. Taka prawda.
Nie chciałam, aby ktokolwiek wtrącał się w tę całą zasraną przepowiednię. Sami
wpieprzyli się z butami w moje życie.
-
Podoba ci się jak wszyscy wokół ciebie skaczą? – zaczęła krążyć naokoło mnie
sprawiając, że poczułam się osaczona.
-
Jesteś nienormalna! – krzyknęłam nie wierząc, że to wszystko dzieje się
naprawdę. Oczy Evans zwęziły się w wściekłości. Zatrzymała się wlepiając we
mnie mordercze spojrzenie.
-
To ty zachowujesz się jak pieprzona księżniczka! Bawisz się ludźmi jak
marionetkami. Kochasz, potem rzucasz i wyjeżdżasz! A wracając chcesz, żeby
wszyscy traktowali cię jak dawniej! – wykrzyknęła chwytając talerz ze stołu i
skierowała go w moją stronę. W ostatnim momencie uchyliłam się, a naczynie
rozbiło się o ścianę.
-
Co cię opętało?! – wydarłam się odskakując przed kubkiem lecącym w moją stronę.
Zrobiło się groźniej, gdy Evans wyjęła różdżkę. Czym prędzej wyjęłam swoją i
zdążyłam wyczarować przed sobą tarczę, gdy rudowłosa napuściła na mnie odłamki
szkła. Rozjuszona moją obroną spowodowała, że kilka doniczek pomknęło w moim
kierunku. Odbiłam je, a one rozbiły okno i znalazły się na trawniku.
-
Zwariowałaś do reszty?! – zawołałam sprawiając, że garnki mknące z prędkością
światła na spotkanie z moją twarzą, zamieniły się w poduszki. Lily wpadła
jednak w szał i nic do niej nie docierało. Rzucała we mnie na przemian
przedmiotami i zaklęciami. Machałyśmy różdżkami, tylko z tą różnicą, że ja broniłam się, a ona
atakowała. Miała zacięty wyraz twarzy i nie zapowiadało się na to, że szybko
odpuści. Wyglądało to jakby była opętana, albo ktoś rzucił na nią imperiusa.
-
Co tu się do cholery dzieje?! – noga od stołu, odpowiednio zaostrzona
przypominająca kołek na wampiry, zamieniła się w pył będąc metr ode mnie. Nie
zważając na obecność Jamesa, nie spuszczałam Evans z oczu będąc przygotowana,
że w każdej chwili może zaatakować. Nie myliłam się. Po chwili w moją stronę
pomknął czerwony grot. Odbiłam go, a on uderzył w szafki roztrzaskując je na
małe kawałeczki. Nagle pomiędzy nami stanął James.
-
Co wy robicie? – powiedział cicho, a w jego głosie słychać było zdenerwowanie i
złość. Spojrzałam na niego bez wyrazu, zaciskając zęby. Mężczyzna spoglądał co
chwila na mnie i na Lily trzymając różdżkę w pogotowiu.
-
Dorcas właśnie wychodziła – burknęła lodowato rudowłosa patrząc na mnie z
odrazą. Miałam wrażenie jakbym właśnie straciła coś bardzo cennego. Odrzuciła
mnie najważniejsza osoba jaką miałam. Już zaczynałam odczuwać dziwną wewnętrzną
pustkę. Spojrzałam jeszcze raz na Evans mając nadzieję, że krzyknie „dałaś się
nabrać”, albo coś w tym stylu. Nic jednak takiego się nie wydarzyło. W jej oczach
nadal był chłód i odraza do mnie. Przybrałam na twarz maskę obojętności, ale
uczuć i emocji w oczach nie potrafiłam ukryć. Spojrzałam na Rogacza, który
teraz bezradnie stojąc na środku kuchni patrzył na mnie ze smutkiem.
Przywołałam swoją torebkę i niemalże wybiegłam z domu czując jak łzy powoli
zaczynają zamazywać mi drogę. Aportowałam się byle gdzie.
Znalazłam
się w parku, do którego zawsze chodziłam z babcią zanim jeszcze poszłam do
szkoły. Usiadłam na ławce trzęsącą się ręką próbując odgarnąć włosy wpadające
do oczu. Pociągnęłam nosem starając się uspokoić, ale po chwili z mojego gardła
wydobył się płacz. Oparłam łokcie na kolanach twarz chowając w dłoniach. Nie
wiem ile tak siedziałam. Płakałam tak długo, aż poczułam, że już więcej nie
mogę. Wyprostowałam się rozglądając się po okolicy. Zdążyło się już ściemnić.
Otarłam policzki wierzchem dłoni nabierając powietrza w płuca. Przez chwilę
oddychałam głęboko uspokajając się. Kiedy wstałam, zdałam sobie sprawę, że nie
miałam ochoty wracać do pustego pokoju na poddaszu u Madame Malkin. Jutro
miałam się stamtąd wyprowadzić. Tak jej powiedziałam, a ona już miała nowego
najemcę. Roześmiałam się, ale ten śmiech nie był wesoły, lecz rozpaczliwy.
Drugim ciosem było to, że nie miałam do kogo się udać. Ale pojawił się promyk
nadziei. Zakon.
Kiedy
szłam korytarzem w Kwaterze Głównej Zakonu Feniksa ogarnęły mnie wątpliwości
czy dobrze postąpiłam. Ale nie było już odwrotu. Na pewno każdy w salonie
słyszał odgłos moich obcasów roznoszący się echem po niemalże pustym holu.
Przekroczyłam próg i poczułam jak po moim ciele rozpływa się przyjemne ciepło.
Ogień w kominku huczał wesoło, aż prosząc się, aby usiąść w wygodnym fotelu lub
na kanapie. Nie ściągnęłam jednak kaptura od czarnej szaty, gdyż dawał mi on
iluzję bezpieczeństwa. Tak jak podejrzewałam w pomieszczeniu znajdowało się
kilka osób, które gawędziły między sobą. Jak zwykle większość spojrzeń pomknęła
w moim kierunku, ale, co najdziwniejsze, po chwili każdy wrócił do poprzednio
wykonywanej czynności. Odetchnęłam w ulgą szukając po salonie blondynki.
Niestety jej nie było, ale dostrzegłam za to mężczyznę samotnie stojącego pod
oknem. Ruszyłam w jego kierunku po drodze zsuwając kaptur.
-
Cześć, Ethan – uśmiechnęłam się blado, za to on obdarzył mnie lubieżnym
spojrzeniem. Zignorowałam ten fakt, nie mając teraz głowy ani ochoty na
złoszczenie się na niego.
-
Witaj moja piękna, Dorcas. Czy przyszłaś, aby zapytać czy pójdę z tobą na
randkę? Ewentualnie mogę się zgodzić.
-
Widziałeś Marlenę? – zapytałam puszczając mimo uszu całą jego wypowiedź.
Mężczyzna tylko wzniósł oczu ku sufitowi mrucząc coś o tym, że kobiety go nie
doceniają. Spojrzałam na niego oczekująco. Niedbale wskazał ręką na drugi
koniec pomieszczenia. Znajdowały się tam drzwi, których nie dostrzegłam podczas
mojej pierwszej wizyty. Obdarowałam Ethana słodkim uśmiechem, co sprawiło, że
momentalnie się rozpogodził. Odeszłam jak najszybciej od niego, zanim znowu
zdążyłby mnie zaczepić.
Pomieszczenie
okazało się być dość przestronną kuchnią. Na środku znajdował się stół, który
mógłby pomieścić tuzin ludzi na raz, jak nie więcej. W rogu było stare
palenisko. Widać, że ktoś bardzo starał się je wyczyścić i doprowadzić do stanu
używalności. Okno było tylko jedno i wychodziło na tył domu. Kuchnia musiała w
dzień być w takim razie dość ciemna. Nie zabrakło tutaj także szafek i drzwi,
które zapewne prowadziły do spiżarki.
-
Witaj, Dorcas – spojrzałam na kobietę, która przywitała mnie. Była niska i przy
kości. Jej głowę okalały rude loki. Oczy miała wesołe, a uśmiech ciepły i
serdeczny. Ubrana była w fartuch. Prawdopodobnie musiała coś gotować tuż przed
moim przyjściem. Spojrzałam na nią
zaskoczona. Nadal się dziwiłam skąd tylu ludzi mnie zna. Ale ta kobieta była
inna. Nie była ciekawska czy wścibska tylko jakby zmartwiona. Od razu wzbudziła
we mnie zaufanie. Rozejrzałam się i dostrzegłam przy stole Marlenę zajadająca
się kanapkami. Mając pełną buzię poklepała tylko miejsce obok siebie.
-
Dobry wieczór – odparłam trochę niepewnie. Niegrzeczne byłoby zignorowanie tej
kobiety. Do kogo jak kogo, ale wobec niej nie chciałam być niemiła. Usiadłam
obok McKinnon, a ta przeżuwała jedzenie coraz szybciej, prawdopodobnie, aby
zadać mi jakieś pytanie. Ubiegła ją jednak rudowłosa kobieta.
-
Dorcas, cukiereczku, jesteś głodna? – zapytała stawiając przede mną talerz
pełen smakowicie wyglądających kanapek.
-
Nie, dziękuję, pani… - zacięłam się nie wiedząc jak się do niej zwrócić.
Przypomniała mi się kłótnia z Evans, a mój żołądek ścisnęła lodowata dłoń.
Nadal nie mogłam uwierzyć, że doszło do czegoś takiego.
-
Molly Weasley – kobieta uśmiechnęła się serdecznie, a niewidzialna ręka jakby
się trochę stopiła.
-
Molly jest taką naszą mamą w zakonie – powiedziała ze śmiechem Marlena. –
Pilnuje, żebyśmy nie chodzili głodni, zmusza nas do sprzątania…
Faktycznie
na taką wyglądała. Na matkę, która kocha bezwarunkowo. Nie ważny jest dla niej
wiek, wygląd czy inne przyziemne rzeczy. Była pełna ciepła i dobroci. Miałam
wrażenie, że zrobiłaby wszystko, gdybym poprosiła ją o pomoc.
-
Stało się coś, że przyszłaś? Jest już dość późno – zauważyła przyglądając mi
się bacznie. Była bystra, więc zapewne zaraz zauważy moje czerwone od płaczu
oczy. Nie miałam co owijać w bawełnę, zresztą potrzebowałam jej pomocy.
Zerknęłam niepewnie na Molly. McKinnon podążyła za moim wzrokiem i dała mi
znak, że mogę mówić.
-
Pokłóciłam się z Lily, potraktowała mnie wszystkimi przedmiotami jakie miała w
kuchni i chyba wszystkimi zaklęciami jakie znała, oprócz tych groźniejszych –
powiedziałam na jednym wydechu i odetchnęłam z ulgą. Zrobiło mi się trochę
lżej, że mogłam podzielić się tym z kimś i nie musiałam już dłużej tego dusić w
sobie.
Marlena
wyglądała na mocno zszokowaną. Oczy miała szeroko otworzone i wpatrywała się we
mnie ze zdziwieniem. Podskoczyłam na miejscu przestraszona, kiedy naprzeciwko
usiadła Molly równie zaszokowana jak blondynka. Posłałam im ponury uśmiech, aby
potwierdzić, że dobrze usłyszały.
-
Lily? Ale przecież ona… Przyjaźniłyście się – pierwsza z szoku wyrwała się
Molly. Ciekawe skąd wiedziała takie rzeczy. Ale w jednym ma rację.
Przyjaźniłyśmy się, już skończyłyśmy. Nieprzyjemny ucisk żołądka powrócił ze
zdwojoną siłą, powodując, że powoli brało mnie na wymioty.
-
Nie miałam do kogo przyjść. Nie wiem nawet, gdzie mieszka Mary… - wzruszyłam
ramionami zwieszając głowę. No bo przecież nigdy
o to nie zapytałam, to nie wiedziałam. Ile jeszcze było spraw, o które nie
spytałam, a gdybym nie wyjechała bym wiedziała? Zapewne mnóstwo. Ale teraz mnie
już to nie obchodziło. Szkoda mi było Jamesa. Po tej sytuacji na pewno będziemy
widywać się o wiele rzadziej. Na szczęście razem pracujemy. Gdzieś w środku
mnie zapaliła się iskierka nadziei.
-
Oh, Dorcas… - westchnęła Marlena kładąc mi dłoń na ramieniu. – Nie martw się,
mnie Evans też nienawidzi – dodała nieco rozbawiona. Uniosłam jedną brew
zaskoczona. Jak można nienawidzić McKinnon? Niby dobrze jej nie znałam, ale
wydawała się w porządku osobą. Puściła mi oczko dając znak, że kiedy indziej
się dowiem.
-
Masz się gdzie zatrzymać? – zapytała opiekuńczo Weasley. Powoli pokręciłam
głową.
-
Jutro z rana muszę się wyprowadzić od Madame Malkin – mruknęłam z niechęcią.
Nie chciało mi się tego robić. Nie miałam nawet gdzie umieścić moich wszystkich
rzeczy. – Miałam rozejrzeć się za domem, ale wyszło jak wyszło.
-
Możesz zostać na razie u mnie w pokoju, a później postaramy się odnowić jeden z
pokoi, prawda Molly? – Marlena uśmiechnęła się promiennie do kobiety.
-
Oczywiście, że tak. Nie ma co spieszyć się z kupnem. A poza tym, tutaj jesteś o
wiele bezpieczniejsza.
Ich
słowa sprawiły, że poczułam przyjemne ciepło na sercu. Czyli jednak są jeszcze
osoby, które chcą mi pomóc, nie dlatego, że się nade mną litują. Cieszyła mnie
myśl, że nie będę musiała wracać na poddasze by w samotności spędzić zapewne
bezsenną noc. Zdecydowanie mi to poprawiło humor. Marlena też wyglądała na
zadowoloną. Zupełnie jak dziewczynka, która poznała nową koleżankę. Wypchnęła
mnie do salonu pragnąc jak najszybciej znaleźć się w pokoju.
-
Marleno, uważaj co robisz z moją księżniczką! Jeszcze mi ją potłuczesz i co
wtedy? – zawołał Ethan udając oburzonego. Muszę powiedzieć, że wyglądał nawet
słodko składając usta w podkówkę i zaplatając ręce na klatce piersiowej niczym
obrażony chłopiec. Był zabawny. Oczywiście o ile nie mówił sprośnych rzeczy,
czy nie obdarzał mnie dwuznacznymi tekstami i spojrzeniami, był nawet znośny.
-
A co jeśli ta księżniczka ma już księcia? – sparaliżowało mnie, a McKinnon
prawie wpadła na mnie. Doskonale znałam ten głos. Był cudowny, ale dzisiaj go
nienawidziłam. Mężczyzna stojący przed Ethanem obrócił się w naszą stronę.
Czarnowłosy, przystojny, z stalowymi oczami, pieprzony arogant, Syriusz Black
we własnej osobie. On chyba musiał na mnie nałożyć jakiś namiar, bo był
wszędzie tam gdzie ja.
Ethan
spojrzał na Syriusza nieco zaskoczony, ale ten zignorował go przyglądając się
mojej twarzy. Pośpiesznie uciekłam wzrokiem w bok, opuszczając głowę, żeby
włosy zasłoniły moją twarz. Znał mnie równie dobrze jak James i Lily. To z nimi
najlepiej dogadywałam się w szkole. Z Syriuszem do pewnego momentu póki nie
zaczął pajacować i gwiazdorzyć. Mary zawsze niewiele mówiła i była nieśmiała.
Była raczej przyjaciółką Lily. Remus był w porządku, ale na początku były
między nami zgrzyty. Nie lubiłam go, a on często karał mnie punktami za moją
ślizgońską pyskatą naturę. Wiedziałam, że Blackowi nie zajmie wiele czasu, aby
odkryć, że płakałam. Często mnie taką widział, gdyż nasz związek nie był usłany
różami.
-
Chodź Dorcas, pokażę Ci pokój – Marlena uśmiechnęła się szeroko ciągnąc mnie
pośpiesznie w kierunku wyjścia. Nie chciałam tutaj dłużej zostawać, więc już po
chwili wspinałyśmy się po schodach na drugie piętro. Otworzyła drzwi opatrzone
tabliczką Marlena McKinnon i
wepchnęła mnie do środka. Zamknęła je na klucz i oparła się o nie plecami ze
świstem wypuszczając powietrze. Zachowywała się tak jakby wiedziała o co w tym
wszystkim chodzi i chciała zapobiec kolejnym wydarzeniu. Usiadłam na łóżku
przyglądając jej się uważnie.
-
No co? Miałam pozwolić, żeby się pozagryzali? – zapytała opadając obok mnie i
podpierając się na łokciu. Była bardzo bystra, dużo dostrzegała. Do tego bardzo
inteligentna. Mogłabym przysiąc, że chce zadać mi mnóstwo pytań, ale to mogłoby
sprawić, że zamknęłabym się w sobie i odpowiedzi by nie uzyskała. Czekała, aż
sama jej wszystko powiem.
-
Chodziłaś do Hogwartu? – jeżeli tak, to by to dużo wyjaśniało. Skąd wie co jest
na rzeczy.
-
Tak, byłam rok wyżej od ciebie, w Ravenclawie – odparła rozsiadając się
wygodniej jakby wiedziała, że zanosi się na długą rozmowę. Zrobiłam to samo
podkładając sobie pod plecy poduszkę.
Dowiedziałam
się wiele, nawet bardzo. Nie zapamiętałam jej, bo nigdy nie interesowałam się
dziewczynami z innych roczników. Za to okazało się, że ona kojarzyła mnie
bardzo dobrze i można powiedzieć, że nawet nie bardzo za mną przepadała.
Doskonale więc zdawała sobie sprawę jakie stosunki łączyły mnie z Blackiem.
Zauważyła także, że Ethan wykazuje zainteresowanie moją osobą, ale nie trzeba
było być bystrym, żeby to dostrzec, dlatego odciągnęła mnie jak najdalej od
Syriusza i Croopera. Nadal nie mogłam zrozumieć jak się miał do tego Łapa skoro
aktualnie mnie nienawidził. Humor mi się jednak poprawił, gdy Marlena opowiedziała
mi o swojej relacji z Evans. Kiedy James był w piątej klasie spotykał się z
jakąś dziewczyną mając dość Lily i jej wrzeszczenia na niego. Nie pamiętałam
tego zbyt dobrze, gdyż wtedy trzymałam się z moimi ślizgonami, a nieco
oddaliłam się od Jamesa i Syriusza. Evans wściekła, że Potter znalazł sobie
inny obiekt zainteresowania, do dziś dzień nienawidziła Marleny i vice versa. Także
znalazłam jednego sojusznika przeciwko rudej wiedźmie, a to zdecydowanie
poprawiło mi humor. McKinnon opowiedziała mi co nieco o zakonie. Jego
członkowie byli starannie dobierani. Musiały to być osoby w pełni zaufane, nie
mające związków z ciemną stroną. Dowiedziałam się także, że tylko ja jestem z Slytherinu. Merlenę
jednak, najbardziej ciekawiło jak to możliwe, że arystokratycznie nastawiona do
świata ślizgonka, zaczęła zadawać się z najpopularniejszymi chłopakami w
szkole, którzy byli z Gryffindoru.
To będzie kolejny nudny zjazd
czarodziejskich rodów czystej krwi organizowany przez Blacków. Na nic się zdało
moje proszenie rodziców, abym została w domu. Nie podziałało symulowanie
choroby, obrażanie się, tłuczenie talerzy. Według nich powinnam się cieszyć, że
jestem wspaniałą czarownicą czystej krwi i mogę uczestniczyć w tak wspaniałym
wydarzeniu jakie są bale urządzane przez Blacków.
Na towarzystwo
Narcyzy nie miałam co liczyć, bo była pięć lat starsza i widziała we mnie
dziecko. Przecież za parę miesięcy skończę czternaście lat! Zupełnie nie
rozumiem o co jej chodzi. Jej siostra Bella to już kompletnie była pokręcona,
więc wolałam się nawet do niej nie zbliżać. Dromeda była całkiem spoko, ale
wyszła za mugolaka i Blackowie ją wydziedziczyli. To takie typowe…
Muszę przyznać, że
wyniosły wyraz twarzy pomieszany ze znudzeniem, pasował do mnie idealnie. To dobrze,
bo taką minę będę miała cały wieczór. Na pewno będzie ktoś z Hogwartu, ale
większość z nich była taka pusta. Szczególnie ten Nott. Miałam go już po
dziurki w nosie. Skakał koło mnie jak jakiś pies.
Na Grimmauld Place
12 zjawiliśmy się przed osiemnastą. Walburga Black zaprowadziła nas do
przestronnego salonu, w którym było już bardzo dużo osób. Ukłoniłam się
grzecznie, tak jak nauczyli mnie rodzice. Zawsze dbali o to, bym prezentowała
się idealnie, idealnie się zachowywała i była godna noszenia nazwiska Meadowes.
Kiedyś zapytałam mamę, dlaczego babcia nie jest zapraszana. Burknęła tylko, że
babcia nie była nawet na tyle godna, żeby uczyć się w Hogwarcie, bo mieszkała
we Francji i ostro zganiła mnie, żebym więcej nie zadawała takich idiotycznych
pytań. No i nie zadawałam, a z babcią i tak spędzałam cudownie czas zajadając
się szarlotką i bawiąc w ogródku.
Rodzice szybko
zostawili mnie samą sobie wdając się w rozmowę z jakimiś innymi czarodziejami.
Teatralnie wywróciłam oczami. Co roku to samo, chociaż bal Blacków nigdy nie
był organizowany aż na taką skalę. Zostali zaproszeni niemalże wszyscy
pochodzący z czystokrwistych rodów. Wcześniej Blackowie robili skromniejsze
przyjęcia. Moi rodzice byli przyjaciółmi Alfarda Blacka, brata Walburgi toteż
zawsze byli zapraszani. Niestety ja też.
Ale zdarzyło się
jednak tego wieczoru coś ciekawego. Musieli naprawdę pojechać po drzewie
genealogicznym, bo było tylu ludzi, których nigdy wcześniej na oczy nie
widziałam. Moją uwagę przykuł nikt inny jak ten cały śmieszny Potter. Zdziwiła
mnie jego obecność tutaj. Sądziłam, że Blackowie raczej za nimi nie przepadali.
Ale gdzie pajac jeden, tam i musi drugi być. Syriusz stał zaraz obok Jamesa.
Jego obecność też mnie zdziwiła. Za każdym razem na przyjęciu spędzał maksymalnie
dwadzieścia minut i ulatniał się. Nic dziwnego skoro trafił do Gryffindoru.
Ruszyłam w stronę kuzynki, bo tak zwykłam ją nazywać, w celu uzyskania
odpowiedzi na nurtujące mnie pytanie.
- Narcyzo, co
robią tutaj Potterowie? – zapytałam starając się brzmieć dojrzale. Blondynka
omiotła wzrokiem pomieszczenie, zatrzymując się chwilę na rodzinie.
- Dorea Potter, z
domu Black, jest ciocią Walburgi Black – wyjaśniła wyraźnie znudzona Cyzia
posyłając kokieteryjny uśmiech Lucjuszowi Malfoy’owi. Był to znak, abym sobie
poszła. Zduszając w sobie prychnięcie ruszyłam w kierunku sofy, gdyż przy
oknie, dokąd chciałam pójść, zobaczyłam Notta. Pięknie. Następny wieczór, z
którego nie będzie żadnych przyjemności. Już wolałam siedzieć u siebie w pokoju
i uczyć się na zaklęcia.
Znudzona do granic
możliwości, obserwowałam zebranych. Każdy ubrał się w swoje najlepsze szaty,
chcąc przed innymi zrobić jak najlepsze wrażenie. Dodawało to tylko sztywności
całemu zgromadzeniu.
Wtedy moją uwagę
przykuł Potter z młodym Blackiem. Rozmawiali między sobą, a ich miny wskazywały
jakby coś knuli. W Hogwarcie cały czas pajacowali, więc może wymyślali jakąś
kolejną głupią sztuczkę? Ukradkiem rozejrzeli się i ruszyli w stronę wyjścia z
salonu. Natychmiast podniosłam się i poprawiając spódniczkę ruszyłam za nimi.
Wspięłam się po schodach najciszej jak potrafiłam i schowałam za barierką, aby
mnie nie zauważyli.
- Łapo, miałeś
pamiętać te zaklęcie – syknął Potter wyraźnie zirytowany.
- Myślisz, że to
takie łatwe? Od tego jest Remus – odwarknął Black i któryś z nich zrobił dwa
kroki. Postanowiłam dłużej się nie ukrywać i stanęłam za nimi. Może być
zabawnie.
- Syriuszu, twoja
matka nie będzie zadowolona, jeśli się dowie, że coś knujecie – powiedziałam
jadowitym tonem jednocześnie zbierając w sobie całą ślizgońską złośliwość. –
Tym bardziej, gdy celem żartów będzie Regulus – dodałam zdając sobie sprawę, że
znajdujemy się przed pokojem brata Syriusza.
Przyjaciele
odwrócili się i zamarli jakby byli spetryfikowani. Wymienili się spojrzeniami,
a potem ich wzrok spoczął na mnie. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej zaplatając
ręce na klatce piersiowej. Nie odpuszczę im.
- Jeszcze tej
Wężycy tutaj brakowało – stęknął Black, a ja uniosłam jedną brew ku górze.
Wężycy? Nie wiedziałam, że ten przygłup potrafi tworzyć tak dziwaczne słowa.
- Co zamierzacie
zrobić? – zapytałam cały czas zagradzając im zejście na dół. Chłopcy spojrzeli
po sobie posępnie, a Potter dał znać, że nie ma zamiaru się odzywać.
- Nie twoja
sprawa, Meadowes – burknął Syriusz, a ja uśmiechnęłam się mściwie. Zaczerpnęłam
powietrze w płuca i już otworzyłam usta, żeby krzyknąć, ale Black doskoczył
szybko do mnie i zatkał mi buzię dłonią. Kiedy wyszarpnęłam się z jego uścisku,
na mojej twarzy pojawił się wyraz triumfu.
- Jak mnie w to
wtajemniczycie, to nic nie powiem – dodałam unosząc wysoko podbródek. Nie mieli
wyjścia. Doskonale zdawali sobie z tego sprawę, że jak mi nie powiedzą to na
nich doniosę. Syriusz westchnął zrezygnowany i rzucił krótkie spojrzenie
Jamesowi, a ten ledwo zauważalnie kiwnął głową.
- Chcieliśmy
zrobić kawał Regulusowi. Kiedy dotknie drzwi sprawi, że zostanie aktywowane
zaklęcie pląsu nóg, a na jego głowie pojawi się dynia – wytłumaczył bardzo
niechętnie Syriusz, ale nie pozostawiłam mu wyboru.
- Tyle, że Łapa
jest na tyle mądry, że go zapomniał – dorzucił urażony Potter. Wywróciłam
teatralnie oczami. Chcieli zrobić kawał, a zapomnieli zaklęć. Dobre sobie!
Trzeba im jednak przyznać, że sam pomysł był bardzo dobry.
- Oh, odsuńcie się
– warknęłam, a oni momentalnie wykonali moje polecenie patrząc na mnie z
nieufnością. Te zaklęcia nie były trudne.
- Znacie chociaż
jedno z nich? – musiałam się przekonać czy faktycznie są takimi pacanami.
- A jest ich
więcej? – zapytał zdziwiony Syriusz. Wybałuszyłam na niego oczy, ale po chwili
na mojej twarzy pojawił się ironiczny uśmieszek. Tak, to idioci. Ale zabawni
idioci.
- Tak Black, żeby
kawał się udał potrzeba aż trzech zaklęć – rzuciłam kąśliwym tonem. Chłopak
wyglądał na oburzonego i chyba się nawet obraził. Za to w oczach Jamesa
pojawiła się dziwna iskierka.
- Wadiwasi,
tarantallegra, melofors – mruknęłam kierując różdżkę na klamkę od drzwi. Kiedy
napotkałam ich zaskoczone miny wypuściłam ze świstem powietrze. Wszystko trzeba
było im tłumaczyć, zupełnie jak dzieci.
- Wadiwasi
ustawiłam na dziesięć minut, sprawi ono, że zaklęcia wycelują w tego, kto
naciśnie klamkę. Tarantallegra powoduje pląsy, a melofors chyba sprawi, że na
głowie pojawi się dynia – rzekłam znudzonym tonem, opierając się bokiem o
ścianę i bawiąc się różdżką.
- Chyba? – zapytał
James. Wyglądał na zbitego z tropu, ale jednocześnie pozytywnie zaskoczonego.
- Tak, ewentualnie
podpali mu się szata – wzruszyłam ramionami i ruszyłam w kierunku schodów. –
Idę po Regulusa.
___________________________________________
Chyba każdy kto widzi paring Slytherin&Gryffindor zastanawia się jak do tego doszło. Więc w tym rozdziale w końcu zostało wyjaśnione, dlaczego oni się zaprzyjaźnili. Mam nadzieję, że to wyjaśniłam :D Tym czasem życzę miłego popołudnia :)
No NIE! Czy Lily zwariowała do końca?! Ja ją serio polubiłam, a ona Dorcas atakuje! Mam nadzieję, że to zostanie jakoś wytłumaczone, no bo przecież chyba nie odbiło jej ot tak? Proszę, powiedz, że nie! Powiedz, że to jakieś zaklęcie, czy coś! No tak, lubię Lily. Nie wiem dlaczego.
OdpowiedzUsuńRozdział mi się podobał. Chociaż, jak na mój gust, to za mało Syriusza. Wiało pustkami Blackowymi (nie jestem pewna, czy to ma sens) Ojej <3 Lubię Molly. To taka dobra duszyczka. Zawsze służy pomocą i wgl. Chciałabym znać kogoś takiego.
Bardzo fajne wspomnienie, choć, przyznaje, nie spodziewałam się, że ona im pomoże. Myślałam raczej, że będzie się przyglądała, czy coś. A tu proszę, razem robią kawał młodszemu Blackowi!
Już nie mogę się doczekać następnego!
Pozdrawiam :-)
Nie zaprzeczam i zarazem nie potwierdzam, że Lily odbiło :) Tobie za mało Syriusza, a innym go pewnie będzie za dużo ;p
UsuńKto by się spodziewał, że Dorcas pomoże Gryfonom? Jednak była to sprawa wyższa, bo chodziło o żarty, więc jak panna Meadowes mogła przepuścić taką okazję?
A następny rozdział pojawi się chyba dopiero po moich maturach :(
Czy ty chcesz żebym znienawidziła Dorcas? Bo naprawdę już bardzo niewiele brakuje. Dla mnie jest typem osoby, której lubić się zwyczajnie nie da, bo na informacje z poprzednich rozdziłów nakłada się jeszcze i ten i po prostu... ok, lepiej już nie będę kończyć tego zdania. Z jednej strony może być zadufana w sobie, mieć przerośnięte ego i uparcie obwiniać wszystkich o własne wybory, nieszczęścia i wszelkiego rodzaju niepowodzenia, ale w połączeniu z przesadną dumą staje się osobą niestrawną. W dadatku zdaje się nie dostrzegać własnych błędów i być na tyle skupiona na sobie, że kompletnie nie widzi (lub nie chce lub ma to zwyczajnie gdzieś), że inni ludzie także mają uczucia. I tak wiem, że się powtarzam, ale zwyczajnie moja niechęć do Dorcas uległa znacznemu spotęgowaniu...
UsuńLily to ja się nie będę zbytnio czepiać, o nie! Sama chętnie bym strzeliła (może nie rozwalałabym tylko przy tym własnego domu) Dorcas, więc jak najbardziej ją popieram i rozumiem. Wydaje mi się, że Lily zareagowała tak a nie inaczej, bo Dor zwyczajnie przelała czarę goryczy - wróciła z NY, wprosiła sie do ich życia, oczekuje, że znów wszytstko wróci do dawnego stanu rzeczy (podczas gdy wyjechała bez słowa wyjaśnienia - przynajmniej tak to wygląda), interesuje ją tylko jej własna osoba i biadoli o tego, że Syriusz dokucza (i dobrze! W końcu zasłużyła, bo jemu oberwało się najbardziej.). Tak właśnie to wygląda, a że Lilka nieco przesadziła - inna sprawa. Ostatecznie nie zrobiła jej niczego złego. A tak poza tym to nie wiem czemu starasz sie Evansównę oczernić. Nie to żebym ją jakoś specjalnie lubiła, ale akcja "jestem zła na Marlenę, bo w 5 klasie chodziła z Potterem" mnie nie przekonuje. Czemu? Bo w piątej klasie to Lilka miała serdecznie Jamesa dość, to co ją mogła obchodzi jego ówczasna dziewczyna (pal sześć, że pewnie takiej nie miał, bo tak latał za Lily i niemożliwym było, żeby mu sie "znudziła").
No a reszta na plus ;)
Syriusz się wyrabia, a przynajmniej mnie bardziej przekonuje jego zachowanie - nie jest takie wymuszona jak wcześniej. Poza tym w tym rozdziale jakoś tak fajnie się wpasował, bo skojarzyłam, że pewnie przekalkulował, że spóźni sie na kolację do Potterów (ale oni chyba nie są jeszcze małżeństwem?) i dlatego wpadł do KG.
Biedny sterany zyciem James wpadający do domu po ciężkim dniu pracy był przeuroczy!
Za to do Kwatery Głównej mam zastrzeżenia... Podoba mi się klimat (choć wciąż nie czarujesz opisami jak kiedyś, ale poczekam) i atmosfera, ludzie, ale mam dziwne wrażenie, że nie wiem gdzie ta KG jest... (wspominałaś o tym?) i strasznie mi się kojarzy z domem Blacków, co mnie nieco irytuje - nie lubię czytać dwa razy tego samego.
Przyjęcie u Blacków mnie zabiło (chociaż podobały mi się relacje i ujęcie wększości postaci, bo miały w sobie sporo bardzo fajnego smaku) - to tak piekielnie powtarzalne... prawie zawsze tam ktoś się poznaje. I znów Dorcas-co-to-wszystko-wie ratuje sytuację, a James i Syriusz wychodzą na głupków (ten drugi szczególnie). Taa, a ja niedawno czytałam kawałek 5 tomu i tam twierdzono, że Black i Potter to bardzo uzdolnieni byli - to chyba inaczej zapomniano dodać :P A tak na serio - wystrzegaj się takich wpadek i nie rób z Dor panny idealnej, bo to się kompletnie nie sprawdza.
Ogólnie jednak klimat całeho rozdziału bardzo fajny, taki ni to lekki ni to ciężki, ale koniec końców raczej zmuszający do myślenia, bo przecież mogłam walnąć, że Lilka jest zła i coś ją opętało, a Dor to jest bardzo skrzywdzona przez wszystkich... nie zrobiłam tego jednak i doceniam, że starasz się, by nie wszystko było tak oklepane i jedowymiarowe, nawet, jeżeli nie zawsze wychodzi ;)
I zacznij sprawdzać rozdziały! Ja wiem, że to niewdzieczna robota, ale trzeba, bo wtedy wszystko wygląda lepiej :)
Tak, Dorcas zalicza się raczej do osób, które bardzo ciężko polubić. Lily zareagowała jak zareagowała. Kto wie, może kierowało nią c oś innego niż tylko sama złość? W oczernianiu Evansówny musisz pamiętać o tym, że wszystko opisywane jest oczami Dorcas. Ona w tym momencie jej nienawidzi i uważa za, prosto mówiąc, tą złą. Dziwne by było gdyby Dorcas zareagowała "Lily, bardzo dobrze zrobiła. Należało mi się.", bo ona tak nie uważa i to nie jest w jej stylu. Ja jako autorka mogę stwierdzić, że Lily faktycznie ma co nieco racji, ale Dorcas to Dorcas :)
UsuńKanon... Nie trzymam się go jakoś za bardzo. Moim zdaniem Potter będąc zrezygnowany mógł być z inną dziewczyną, a to ugodziło w ego Panny Evans, no bo przecież przez tyle lat uganiał się właśnie za nią. Lily nie jest idealna i też targają nią uczucia takie jak złość, zazdrość czy chęć zemsty.
Nie podawałam, gdzie dokładnie znajduje się KG, bo Dorcas sama tego dokładnie nie wie. Zna tylko ulicę i numer. Podobna do Grimmauld Place 12? Możliwe, acz niekoniecznie. Okolica jest o wiele bardziej atrakcyjniejsza. Co do samego wnętrza... Są to kamienice, domki szeregowe, więc praktycznie wszystkie są do siebie podobne. Duże, zazwyczaj ciemne (z tego względu, że mają okna tylko po dwóch stronach).
Przyjęcie u Blacków jak dla mnie jest bardzo udanym fragmentem. Trudno, żeby tak się ktoś nie poznawał skoro znajduje się tam tyle ludzi. Powtarzalne? Nie wiem, nigdy nie widziałam jeszcze na żadnym blogu czegoś takiego.
I znowu kanon... W książce Black mógłby być nawet blondynem, ja i tak nadal przedstawiałabym go jako szatyna. Po to są Fan Fiction, aby można było tworzyć coś nowego, niekoniecznie opartego na kanonie. I moim zdaniem Dorcas nadal nie jest idealna (w każdym razie chcę ją tak wykreować). Jest zadufana w sobie, arogancka, mało co obchodzi się z uczuciami innych. Sama podobne rzeczy napisałaś wyżej :) A jak dla mnie to nie są zalety, ani pseudo-wady. Bo ona jest naprawdę okropną i rozpieszczoną osobą.
Rozdziały staram się sprawdzać, ale wiadomo cudze oko może wyłapać to czego własne nie zauważy :)
Ja potrafię polubić niemal każdą postać literacką, więc tu trzeba się naprawdę napracować, by mnie do niej zrazić... W Dorcas nie ma absolutnie nic do lubienia. Ja w żądnym wypadku nie twierdzę, że Dor powinna przyznać LIly rację - jeżeli tak to odebrałaś to nie o to mi chodziło. Ty, jako autorka, taką ją kreujesz - zaczynasz od tego wyskoku, a później dodatkowo Marlena i ten tekst. Gdyby nie McK nie czepiałabym się tego.
UsuńI znów: ja nie twierdzę, że Lilka jest idealna! A co do reszty to twoje zdanie - niech będzie, przyjmuję do wiadomości, choć i tak sie nie zgadzam :P
No ja się zapłaczę! A czemu nie wspomiałaś o tym w tekście?! Kurczę no mam wrażenie, że pewne smaczki zachowujesz dla siebie...
Ale ja widziałam ;) Co nie znaczy, że nie lubię. Tylko czemu ono pojawia się tylko raz? Mam nadzieję, że ty przynajmniej zajmiesz się tym porządnie - tak, zapamiętałam i zakodowałam, że urządzają je corocznie ;)
A czemu widzisz go jako szatyna? Bo tak został przedstawiony i w ten sposób wyobraziłaś go sobie. To raczej kwesta tego jak byś sie czuła gdyby ktoś przedstawił go jako blondyna - kupiłabyś to? A FF to raczej po to, żeby poszerzyć informacje z jakiegoś dzieła, a nie - zmieniaj co chcesz i żeruj do woli na czyjejś pracy, nie sądzisz?
Napisałam, ale coś mi się wydaje, że to raczej był twój wypadek przy pracy. Bo jest też to, że ona jest piękna, mądrą i kazdy kocha ją od pierwszego wejrzenia, a o tym aspekcie nie wspominałam, choć to właśnie wysuwa sie na pierwszy plan :(
Pozostaje mi wierzyć na słowo :)
W ogóle jakoś tak ciężko mi się z tobą porozumieć... to takie "ja o niebie, ty o chlebie" - błagam, nie każ mi tłumaczyć...
Apropo matury: na polskim temat 1 czy 2? :D
No to jak widzisz moja Dorcas znalazła się w wąskim gronie, którego nie lubisz ;p Taka już jest i nie przewiduję dla niej jakiejś ogromnej przemiany wewnętrznej, gdzie potem będzie przepraszać i próbować odkupić swoje winy. Ona jest arystokratką. Jest zła i podła :)
UsuńO tym nie wspomnieniu chodzi o Kwaterę Główną? Jeżeli tak to wspominałam okolicę we wcześniejszym rozdziale, ale wszystko jest ponure ze względu na panującą jeszcze zimę. Dorcas nadałam własną cechę, czyli postrzeganie otoczenia zimną jako coś brzydkiego i ponurego.
Blacka postrzegam jak postrzegam, bo jego wygląd wdarł się do mojej głowy za bardzo dawnych czasów onetowskich. Pisałam dla siebie i czytałam tyle FF z takim, a nie innym Syriuszem, że teraz nie byłabym w stanie po prostu wyobrazić go sobie inaczej. Chyba, ze autor tekstu byłby na tyle dobrym pisarzem, że zręcznie wplótłby to, że by do mnie przemówiło.
Sam termin "żerowanie" muszę przyznać, że trochę mnie uraził. To zupełnie tak jakbym sobie przywłaszczyła świat Rowling twierdząc, że ja o wymyśliłam. Moim zdaniem Fan Fiction jest po to, aby przedstawić coś po swojemu. Co z tego, że zmienia się głównego bohatera, skoro zachowuje się niektóre inne rzeczy z nim związane. I tak FF jest własnie po to, żebyśmy mogli zmieniać co chcemy i przedstawić historię "co by było gdyby", aby wprowadzić rzeczy zupełnie innowacyjne. Takie jest moje zdanie na ten temat.
Tak jest piękna (w końcu przypisałam jej do rodziny wili), mądra - jedyne w czym była bardzo dobra to zaklęcia. Specjalnie z owutemów dałam jej dwa wybitne, bo inaczej jak dla mnie byłoby aż za bardzo naciągane zapropowanie jej posady aurora. Z tego co wiemy w eliskirach nie była najlepsza, ale "jakoś" się jej udało. W dodatku uczyła się całą siódmą klasę. Nic nie przyszło jej ot tak i już umiała. Każdy ją kocha, tak to jest cecha, która sprawia, że z Dorcas staje się powoli Mary Sue. Tylko jak widać powoli ludzie zaczynają się od niej odwracać (przykładem tego jest Lilka). Na swoje usprawiedliwienie mam to, że jest ćwierć wilą i "kochanie" te można nazwać czarem. Wystarczy spojrzeć chociażby na Fleur. Niemalże cała męska część uległa jej urokowi.
Ciężko się na porozumieć, bo mamy zupełnie inne zdania. Inne stereotypy i priorytety ;p
Matura temat pierwszy. Chyba przez 10 minut zastanawiałam się jakie to było powstanie w "Gloria victis". Koniec końców nie wpadłam jakie to było xd
A niech nie przeprasza, prosić się nie będę :P Ale powinnaś wiedzieć, że osoby, których nie lubię to tylko zadufane w sobie panienki i panowie, bo całą resztą lubić się da... już nawet jakiegoś stukniętego mordercę :P
UsuńSprawdziłam ;) Opis z komentarza fajniejszy! Eeee... o co ci chodzi z tą własną cechą, bo nie rozumiem...?
Co internet nie potrafi zrobić z kilkoma zdaniami o danej postaci... :D
I powinien - nie za opowiadanie, ale za " zmieniaj co chcesz". Bo z jednej strony mówisz, że można zmienić to i owo, wprowadzić to czy tamto, coś dopowiedzieć, coś nieco nagiąć - i z tym się zgadzam, nie mówię, że kanon to świętość! Tylko nie wszytko można i nie wszystko powinno sie zmieniać, a do takich aspektów należą charaktery (pewny siebie Peter? wyuzdany Remus? Dumbledore imprezowicz? - to aż przerażające!) i taki ogólny zarys wyglądu (James bez okularów? Syriusz blondyn? Grubaśny Peter albo Lily o czekoladowych oczach? - komu by się to spodobało?).
Tsa, ale jako 14 latka jest mądrzejsza od James i Syriusza razem wziętych, a to wiem bezpośrednio z opowiadania. Wszystko zależy od akcentu, a ty nie kładziesz go równomiernie no i Dor wychodzi na pannę prawie idealną... :(
Oj rany nie przesadzałabym! Ja cię w sumie nie znam... Ale problemem bardziej dla mnie jest to, że czasami o coś pytam a ty mi odpowiadasz nie na temat, patrząc na jedno słówko :P no i tak se płynie ^^
Żółwik! Ha - jednak coś wspólnego mamy :)Styczniowe (jak w wierszu), ale pewnie już wiesz xD. ja tam przydzieliłam Oszeszka do złej epoki :( ale co tam!
Teraz już wiem, że to styczniowe, ale tak krążyłam w okół tematu, żeby tego nie użyć ;p tak samo nie byłam pewna epoki, więc po prostu ją ominęłam :D
UsuńA jak matma i angielski? ;p
Iii tam - łatwe były! Po matmie to się spodziewałam czegoś trudnego, a tu - proszę - jaka miła niespodzianka :D Natomiast angielskiego to byłam pewna, a niewielki problem miałam z pierwszym zadaniem (znów jakaś taka nie do końca skupiona byłam... :P). A u ciebie?
UsuńMatmą też byłam pozytywne zaskoczona i wiem, że zdałam ją na pewno. Angielski, pierwsze zadanie było dziwne, bo lektor strasznie niewyraźnie mówił. Ale tak to raczej też lajcik.
UsuńJakieś dodatkowe brałaś? Ja zdecydowałam się tylko na rozszerzony polski.
Nie wsyzstko ;) on zafafluniał tylko, gdy było coś istotnego - czyta złośliwość egzaminatorów, a raczej tych, co to układali :D
UsuńNom: biologia i chemia... chyba sie potnę z tym drugim ^^
Naprawdę z każdym kolejnym rozdziałem idzie ci coraz lepiej! Muszę przyznać, że do tych pierwszych raczej podchodziłam bardziej sceptycznie i często coś krytykowałam, ale teraz z każdym kolejnym uwag mam coraz mniej, a coraz więcej mi się podoba. Najważniejsze, że zwiększasz ilość opisów, bo to absolutnie nieodzowna część opowiadania. Tu jest ich tak duuużo jak na ciebie, że aż się uśmiechnęłam, czytając. Tylko tak dalej!
OdpowiedzUsuńBardzo zaskoczyła mnie ta kłótnia Lily i Dorcas, tym bardziej, że dotychczas miały przyjazne stosunki, a teraz tak nagle ni stąd ni zowąd Lilka postanowiła się obrazić. Naprawdę wgięło mnie w podłogę jej zachowanie, bo choć ma dużo racji (w końcu Dorcas faktycznie jest egoistyczna i mimo pozornej idealności, ma dużo wad), to jednak skąd taka nagła zmiana zdania? I ciężko mi sobie wyobrazić łagodną, kochaną Lily pojedynkującą się z przyjaciółką, nawet, kiedy by się pokłóciły. Albo Dorcas myślącej o Lily jako o rudej wiedźmie. Naprawdę Dorcas musiałaby zrobić coś okropnego, aby zasłużyć sobie na takie potraktowanie, bo mimo egoizmu i tego, że z początku była taką pustą lalką, to jednak nie jest złą dziewczyną, a Lily też zawsze wyobrażałam sobie inaczej, a ty ją tutaj ukazałaś dość tak... specyficznie.
Podobał mi się ten fragment o poznaniu Syriusza i Jamesa. No tak, przyłączenie się do żartu to świetny pretekst by się zakolegować, zwłaszcza, że wcześniej chyba za sobą nie przepadali, ale znowu troszkę wyłazi z niej Mary Sue, kiedy tak znała wszystkie zaklęcia.
Niemniej jednak ogólnie wspomnienie wyszło dobrze i fajnie się je czytało. Lubię wstawki wspomnieniowe ^^.
Cieszę się, że małymi kroczkami idę do przodu :) Ostatnio znowu zaczęłam dużo czytać (w tym ostatnio w moich łapkach znalazł się Tolkien), więc zaczynam przypominać sobie słowa, może śmiesznie to zabrzmi, ale człowiek z czasem kiedy nie pisze, bardzo wiele zapomina.
UsuńKłótna Evans-Meadowes jest dość kontrowersyjna. Wiele osób może ona urazić, bo pokazuje Lily, która nie jest idealną przyjaciółką. Sam powód wydaje się też błahy, ale kto powiedział czy ta kłótnia nie ma jakiegoś drugiego dna? :)
Strasznie usilne próbuję zwalczyć w Dorcas Mary Sue, ale jak widomo strasznie łatwo jest stworzyć taką postać. W późniejszych rozdziałach chyba udaje mi się to jakoś naprawić, w każdym razie mam taką nadzieję.
Heh, wiem, jak to jest, bo sama też zawsze miałam tendencję do robienia Mary Sue. Żebyś widziała moją Rosalindę ze skasowanego MS... Po prostu Dorcas czasem wydaje mi się troszkę zbyt idealna, czasem także nieco pusta. Ćwierćwila, od razu wrzucona do Biura Aurorów bez odbycia szkolenia, zawsze sobie dobrze radzi, ta przepowiednia o niej, i w ogóle...
UsuńCo do tej kłótni, jestem ciekawa, co za drugie dno się za tym kryje, bo nie znając go, faktycznie można uznać ją za dość naciąganą i nieprawdopodobną, ale może kiedyś opiszesz, dlaczego Lily nagle z dobrej przyjaciółki stała się taka jak w tym rozdziale. Bo czemu dopiero teraz miała wyrzuty, a wcześniej jej nie przeszkadzało, że Dorcas zniknęła i nagle wróciła?
Mam nadzieję, że jakoś uda mi się "naprawić" Dorcas w następnych rozdziałach ;p Kłótnię raczej wyjaśnię, bo na razie wydaje się ona bez sensu. Ale zrobię to najwcześniej w ostatnim rozdziale :)
Usuń