niedziela, 5 maja 2013

Rozdział dziesiąty: Wspomnienia


                W domu Potterów zjawiłam się wymęczona. Zbyt wielka ilość informacji, które musiałam przyswoić sprawiała, że moja głowa ważyła chyba sto kilo. Oparłam brodę na dłoni, a łokieć położyłam na stole. Dobrze, że istnieją tak dobrzy ludzie jak Lilka, która mnie nakarmi. Nie lubiłam gotować i nie umiałam gotować. Zawsze brałam coś na wynos, albo ktoś był na tyle kochany, że zaprosił mnie na obiad. Jedyną rzeczą, która zawsze wychodziła mi wyśmienicie, było parzenie kawy. Ale w sumie tego nie dało się popsuć. Przede mną pojawił się talerz ze smakowicie wyglądającym obiadem. Uśmiechnęłam się do siebie sięgając po widelec.
                - Kocham cię, Lily – powiedziałam patrząc na apetycznie wyglądające ziemniaczki z sałatą. Ruda zaśmiała się krótko i usiadła naprzeciwko mnie.
                - Jak tam w pracy? – zapytała, a moja ręka z widelcem zastygła w połowie drogi do ust. Spojrzałam na nią uważnie i odłożyłam sztućce na talerz. Ona coś wiedziała.
                - Skąd wiesz? – zapytałam przyglądając jej się z ukosa robiąc drugie podejście do obiadu. Jak tak dalej pójdzie to nigdy nie zjem. Lily przyglądała mi się chwilę i dopiero jak się już najadłam podjęła dalszą rozmowę.
                - James przysłał mi sowę, że miałaś małe spięcie z Syriuszem w biurze i że wróci później – a to paplająca małpa z tego Rogacza. Ale w sumie to dobrze, bo jakbym miała tutaj siedzieć z Blackiem to bym chyba umarła z głodu, bo oczywiście bym nie została.
                - Nie wiedziałam, że Rogacz i kundel są aurorami – mruknęłam zamyślając się na chwilę. W sumie niewiele wiedziałam o moich przyjaciołach. Wiedziałam tylko, gdzie pracują Lily i Mary, ale nie wiedziałam nawet jakie plany mają na przyszłość, kim chcą być. Tyle niewiadomych.
                - Bo nigdy nie pytałaś – stwierdziła oschle Lily, a ja spojrzałam na nią zaskoczona. Wzrok miała tak lodowaty, że aż mnie przeszły ciarki. – Gdybyś nie była taka zapatrzona w siebie zauważyłabyś o wiele więcej rzeczy, albo chociażby zapytała.
                Uniosłam brwi nie wiedząc co powiedzieć. Czułam się jak ryba wyciągnięta z wody, która próbuje złapać powietrze. Jej słowa mnie zabolały. Lily próbowała wmówić mi, że jestem egoistką. Zaczęło się we mnie gotować. Zacisnęłam dłonie w pięści próbując się powstrzymać od wybuchu.
                - Chcesz mi powiedzieć, że jestem samolubna? – zapytałam siląc się na spokojny ton. Ruda przyjęła obojętny i znudzony wyraz twarzy, a mnie wryło w ziemię. Swoim zachowaniem kompletnie wytrąciła mnie z równowagi.
                - Tak, to właśnie chcę powiedzieć. – powiedziała spokojnie, a ja otworzyłam usta ze zdziwienia. – Od kiedy przyjechałaś to tylko ja, ja i ja. Bo w Hiszpanii było tak cudownie, a w Ameryce tak nowocześnie… - zaczęła przedrzeźniać mnie.
                Chodziła po kuchni starając się mnie parodiować, a co jakiś czas rzucała mi ironiczne uśmieszki. Wszystko to co zdążyłam sobie poukładać w głowie, wyglądało teraz jakby przeszedł prze nie huragan i wszystko zburzył. Nie rozumiałam już nic. Przecież Lily tak bardzo cieszyła się z mojego powrotu, a teraz zachowuje się jakbym była jej wrogiem. Co ją tak nagle napadło?
                - A Marcus tak świetnie całuje, ojeju, czuję się jak nastolatka – zapiała szyderczo Lily, a we mnie zawrzało.
                - Nie mieszaj w to Marcusa – syknęłam przez zaciśnięte zęby. Każda wzmianka o nim powodowała, że do głowy przychodził mi obraz jego w trumnie. Bardzo to bolało, bo nie zasłużył sobie na śmierć. Jeszcze bardziej przytłaczało mnie to, że prawdopodobnie mógł być tylko przynętą.
                - Biedna Dorcas się zdenerwowała – Ruda powiedziała to tonem jakim mówi się do dziecka, gdy spadnie mu lód na ziemię. Do tego uśmiechała się teraz mściwie. Najwyraźniej dręczenie mnie sprawiało jej wielką radość. – Bezbronna Meadowes musi prosić wszystkich o pomoc, bo sama nie potrafi poradzić sobie w dorosłym życiu.
                - Nikogo nie prosiłam o pomoc, Evans – warknęłam podnosząc się gwałtownie z krzesła, które przewróciło się, ale teraz mnie to nie obchodziło. Taka prawda. Nie chciałam, aby ktokolwiek wtrącał się w tę całą zasraną przepowiednię. Sami wpieprzyli się z butami w moje życie.
                - Podoba ci się jak wszyscy wokół ciebie skaczą? – zaczęła krążyć naokoło mnie sprawiając, że poczułam się osaczona.
                - Jesteś nienormalna! – krzyknęłam nie wierząc, że to wszystko dzieje się naprawdę. Oczy Evans zwęziły się w wściekłości. Zatrzymała się wlepiając we mnie mordercze spojrzenie.
                - To ty zachowujesz się jak pieprzona księżniczka! Bawisz się ludźmi jak marionetkami. Kochasz, potem rzucasz i wyjeżdżasz! A wracając chcesz, żeby wszyscy traktowali cię jak dawniej! – wykrzyknęła chwytając talerz ze stołu i skierowała go w moją stronę. W ostatnim momencie uchyliłam się, a naczynie rozbiło się o ścianę.
                - Co cię opętało?! – wydarłam się odskakując przed kubkiem lecącym w moją stronę. Zrobiło się groźniej, gdy Evans wyjęła różdżkę. Czym prędzej wyjęłam swoją i zdążyłam wyczarować przed sobą tarczę, gdy rudowłosa napuściła na mnie odłamki szkła. Rozjuszona moją obroną spowodowała, że kilka doniczek pomknęło w moim kierunku. Odbiłam je, a one rozbiły okno i znalazły się na trawniku.
                - Zwariowałaś do reszty?! – zawołałam sprawiając, że garnki mknące z prędkością światła na spotkanie z moją twarzą, zamieniły się w poduszki. Lily wpadła jednak w szał i nic do niej nie docierało. Rzucała we mnie na przemian przedmiotami i zaklęciami. Machałyśmy różdżkami, tylko z tą różnicą, że ja broniłam się, a ona atakowała. Miała zacięty wyraz twarzy i nie zapowiadało się na to, że szybko odpuści. Wyglądało to jakby była opętana, albo ktoś rzucił na nią imperiusa.
                - Co tu się do cholery dzieje?! – noga od stołu, odpowiednio zaostrzona przypominająca kołek na wampiry, zamieniła się w pył będąc metr ode mnie. Nie zważając na obecność Jamesa, nie spuszczałam Evans z oczu będąc przygotowana, że w każdej chwili może zaatakować. Nie myliłam się. Po chwili w moją stronę pomknął czerwony grot. Odbiłam go, a on uderzył w szafki roztrzaskując je na małe kawałeczki. Nagle pomiędzy nami stanął James.
                - Co wy robicie? – powiedział cicho, a w jego głosie słychać było zdenerwowanie i złość. Spojrzałam na niego bez wyrazu, zaciskając zęby. Mężczyzna spoglądał co chwila na mnie i na Lily trzymając różdżkę w pogotowiu.
                - Dorcas właśnie wychodziła – burknęła lodowato rudowłosa patrząc na mnie z odrazą. Miałam wrażenie jakbym właśnie straciła coś bardzo cennego. Odrzuciła mnie najważniejsza osoba jaką miałam. Już zaczynałam odczuwać dziwną wewnętrzną pustkę. Spojrzałam jeszcze raz na Evans mając nadzieję, że krzyknie „dałaś się nabrać”, albo coś w tym stylu. Nic jednak takiego się nie wydarzyło. W jej oczach nadal był chłód i odraza do mnie. Przybrałam na twarz maskę obojętności, ale uczuć i emocji w oczach nie potrafiłam ukryć. Spojrzałam na Rogacza, który teraz bezradnie stojąc na środku kuchni patrzył na mnie ze smutkiem. Przywołałam swoją torebkę i niemalże wybiegłam z domu czując jak łzy powoli zaczynają zamazywać mi drogę. Aportowałam się byle gdzie.
                Znalazłam się w parku, do którego zawsze chodziłam z babcią zanim jeszcze poszłam do szkoły. Usiadłam na ławce trzęsącą się ręką próbując odgarnąć włosy wpadające do oczu. Pociągnęłam nosem starając się uspokoić, ale po chwili z mojego gardła wydobył się płacz. Oparłam łokcie na kolanach twarz chowając w dłoniach. Nie wiem ile tak siedziałam. Płakałam tak długo, aż poczułam, że już więcej nie mogę. Wyprostowałam się rozglądając się po okolicy. Zdążyło się już ściemnić. Otarłam policzki wierzchem dłoni nabierając powietrza w płuca. Przez chwilę oddychałam głęboko uspokajając się. Kiedy wstałam, zdałam sobie sprawę, że nie miałam ochoty wracać do pustego pokoju na poddaszu u Madame Malkin. Jutro miałam się stamtąd wyprowadzić. Tak jej powiedziałam, a ona już miała nowego najemcę. Roześmiałam się, ale ten śmiech nie był wesoły, lecz rozpaczliwy. Drugim ciosem było to, że nie miałam do kogo się udać. Ale pojawił się promyk nadziei. Zakon.
                Kiedy szłam korytarzem w Kwaterze Głównej Zakonu Feniksa ogarnęły mnie wątpliwości czy dobrze postąpiłam. Ale nie było już odwrotu. Na pewno każdy w salonie słyszał odgłos moich obcasów roznoszący się echem po niemalże pustym holu. Przekroczyłam próg i poczułam jak po moim ciele rozpływa się przyjemne ciepło. Ogień w kominku huczał wesoło, aż prosząc się, aby usiąść w wygodnym fotelu lub na kanapie. Nie ściągnęłam jednak kaptura od czarnej szaty, gdyż dawał mi on iluzję bezpieczeństwa. Tak jak podejrzewałam w pomieszczeniu znajdowało się kilka osób, które gawędziły między sobą. Jak zwykle większość spojrzeń pomknęła w moim kierunku, ale, co najdziwniejsze, po chwili każdy wrócił do poprzednio wykonywanej czynności. Odetchnęłam w ulgą szukając po salonie blondynki. Niestety jej nie było, ale dostrzegłam za to mężczyznę samotnie stojącego pod oknem. Ruszyłam w jego kierunku po drodze zsuwając kaptur.
                - Cześć, Ethan – uśmiechnęłam się blado, za to on obdarzył mnie lubieżnym spojrzeniem. Zignorowałam ten fakt, nie mając teraz głowy ani ochoty na złoszczenie się na niego.
                - Witaj moja piękna, Dorcas. Czy przyszłaś, aby zapytać czy pójdę z tobą na randkę? Ewentualnie mogę się zgodzić.
                - Widziałeś Marlenę? – zapytałam puszczając mimo uszu całą jego wypowiedź. Mężczyzna tylko wzniósł oczu ku sufitowi mrucząc coś o tym, że kobiety go nie doceniają. Spojrzałam na niego oczekująco. Niedbale wskazał ręką na drugi koniec pomieszczenia. Znajdowały się tam drzwi, których nie dostrzegłam podczas mojej pierwszej wizyty. Obdarowałam Ethana słodkim uśmiechem, co sprawiło, że momentalnie się rozpogodził. Odeszłam jak najszybciej od niego, zanim znowu zdążyłby mnie zaczepić.
                Pomieszczenie okazało się być dość przestronną kuchnią. Na środku znajdował się stół, który mógłby pomieścić tuzin ludzi na raz, jak nie więcej. W rogu było stare palenisko. Widać, że ktoś bardzo starał się je wyczyścić i doprowadzić do stanu używalności. Okno było tylko jedno i wychodziło na tył domu. Kuchnia musiała w dzień być w takim razie dość ciemna. Nie zabrakło tutaj także szafek i drzwi, które zapewne prowadziły do spiżarki.
                - Witaj, Dorcas – spojrzałam na kobietę, która przywitała mnie. Była niska i przy kości. Jej głowę okalały rude loki. Oczy miała wesołe, a uśmiech ciepły i serdeczny. Ubrana była w fartuch. Prawdopodobnie musiała coś gotować tuż przed moim przyjściem.  Spojrzałam na nią zaskoczona. Nadal się dziwiłam skąd tylu ludzi mnie zna. Ale ta kobieta była inna. Nie była ciekawska czy wścibska tylko jakby zmartwiona. Od razu wzbudziła we mnie zaufanie. Rozejrzałam się i dostrzegłam przy stole Marlenę zajadająca się kanapkami. Mając pełną buzię poklepała tylko miejsce obok siebie.
                - Dobry wieczór – odparłam trochę niepewnie. Niegrzeczne byłoby zignorowanie tej kobiety. Do kogo jak kogo, ale wobec niej nie chciałam być niemiła. Usiadłam obok McKinnon, a ta przeżuwała jedzenie coraz szybciej, prawdopodobnie, aby zadać mi jakieś pytanie. Ubiegła ją jednak rudowłosa kobieta.
                - Dorcas, cukiereczku, jesteś głodna? – zapytała stawiając przede mną talerz pełen smakowicie wyglądających kanapek.
                - Nie, dziękuję, pani… - zacięłam się nie wiedząc jak się do niej zwrócić. Przypomniała mi się kłótnia z Evans, a mój żołądek ścisnęła lodowata dłoń. Nadal nie mogłam uwierzyć, że doszło do czegoś takiego.
                - Molly Weasley – kobieta uśmiechnęła się serdecznie, a niewidzialna ręka jakby się trochę stopiła.
                - Molly jest taką naszą mamą w zakonie – powiedziała ze śmiechem Marlena. – Pilnuje, żebyśmy nie chodzili głodni, zmusza nas do sprzątania…
                Faktycznie na taką wyglądała. Na matkę, która kocha bezwarunkowo. Nie ważny jest dla niej wiek, wygląd czy inne przyziemne rzeczy. Była pełna ciepła i dobroci. Miałam wrażenie, że zrobiłaby wszystko, gdybym poprosiła ją o pomoc.
                - Stało się coś, że przyszłaś? Jest już dość późno – zauważyła przyglądając mi się bacznie. Była bystra, więc zapewne zaraz zauważy moje czerwone od płaczu oczy. Nie miałam co owijać w bawełnę, zresztą potrzebowałam jej pomocy. Zerknęłam niepewnie na Molly. McKinnon podążyła za moim wzrokiem i dała mi znak, że mogę mówić.
                - Pokłóciłam się z Lily, potraktowała mnie wszystkimi przedmiotami jakie miała w kuchni i chyba wszystkimi zaklęciami jakie znała, oprócz tych groźniejszych – powiedziałam na jednym wydechu i odetchnęłam z ulgą. Zrobiło mi się trochę lżej, że mogłam podzielić się tym z kimś i nie musiałam już dłużej tego dusić w sobie.
                Marlena wyglądała na mocno zszokowaną. Oczy miała szeroko otworzone i wpatrywała się we mnie ze zdziwieniem. Podskoczyłam na miejscu przestraszona, kiedy naprzeciwko usiadła Molly równie zaszokowana jak blondynka. Posłałam im ponury uśmiech, aby potwierdzić, że dobrze usłyszały.
                - Lily? Ale przecież ona… Przyjaźniłyście się – pierwsza z szoku wyrwała się Molly. Ciekawe skąd wiedziała takie rzeczy. Ale w jednym ma rację. Przyjaźniłyśmy się, już skończyłyśmy. Nieprzyjemny ucisk żołądka powrócił ze zdwojoną siłą, powodując, że powoli brało mnie na wymioty.
                - Nie miałam do kogo przyjść. Nie wiem nawet, gdzie mieszka Mary… - wzruszyłam ramionami zwieszając głowę. No bo przecież nigdy o to nie zapytałam, to nie wiedziałam. Ile jeszcze było spraw, o które nie spytałam, a gdybym nie wyjechała bym wiedziała? Zapewne mnóstwo. Ale teraz mnie już to nie obchodziło. Szkoda mi było Jamesa. Po tej sytuacji na pewno będziemy widywać się o wiele rzadziej. Na szczęście razem pracujemy. Gdzieś w środku mnie zapaliła się iskierka nadziei.
                - Oh, Dorcas… - westchnęła Marlena kładąc mi dłoń na ramieniu. – Nie martw się, mnie Evans też nienawidzi – dodała nieco rozbawiona. Uniosłam jedną brew zaskoczona. Jak można nienawidzić McKinnon? Niby dobrze jej nie znałam, ale wydawała się w porządku osobą. Puściła mi oczko dając znak, że kiedy indziej się dowiem.
                - Masz się gdzie zatrzymać? – zapytała opiekuńczo Weasley. Powoli pokręciłam głową.
                - Jutro z rana muszę się wyprowadzić od Madame Malkin – mruknęłam z niechęcią. Nie chciało mi się tego robić. Nie miałam nawet gdzie umieścić moich wszystkich rzeczy. – Miałam rozejrzeć się za domem, ale wyszło jak wyszło.
                - Możesz zostać na razie u mnie w pokoju, a później postaramy się odnowić jeden z pokoi, prawda Molly? – Marlena uśmiechnęła się promiennie do kobiety.
                - Oczywiście, że tak. Nie ma co spieszyć się z kupnem. A poza tym, tutaj jesteś o wiele bezpieczniejsza.
                Ich słowa sprawiły, że poczułam przyjemne ciepło na sercu. Czyli jednak są jeszcze osoby, które chcą mi pomóc, nie dlatego, że się nade mną litują. Cieszyła mnie myśl, że nie będę musiała wracać na poddasze by w samotności spędzić zapewne bezsenną noc. Zdecydowanie mi to poprawiło humor. Marlena też wyglądała na zadowoloną. Zupełnie jak dziewczynka, która poznała nową koleżankę. Wypchnęła mnie do salonu pragnąc jak najszybciej znaleźć się w pokoju.
                - Marleno, uważaj co robisz z moją księżniczką! Jeszcze mi ją potłuczesz i co wtedy? – zawołał Ethan udając oburzonego. Muszę powiedzieć, że wyglądał nawet słodko składając usta w podkówkę i zaplatając ręce na klatce piersiowej niczym obrażony chłopiec. Był zabawny. Oczywiście o ile nie mówił sprośnych rzeczy, czy nie obdarzał mnie dwuznacznymi tekstami i spojrzeniami, był nawet znośny.
                - A co jeśli ta księżniczka ma już księcia? – sparaliżowało mnie, a McKinnon prawie wpadła na mnie. Doskonale znałam ten głos. Był cudowny, ale dzisiaj go nienawidziłam. Mężczyzna stojący przed Ethanem obrócił się w naszą stronę. Czarnowłosy, przystojny, z stalowymi oczami, pieprzony arogant, Syriusz Black we własnej osobie. On chyba musiał na mnie nałożyć jakiś namiar, bo był wszędzie tam gdzie ja.
                Ethan spojrzał na Syriusza nieco zaskoczony, ale ten zignorował go przyglądając się mojej twarzy. Pośpiesznie uciekłam wzrokiem w bok, opuszczając głowę, żeby włosy zasłoniły moją twarz. Znał mnie równie dobrze jak James i Lily. To z nimi najlepiej dogadywałam się w szkole. Z Syriuszem do pewnego momentu póki nie zaczął pajacować i gwiazdorzyć. Mary zawsze niewiele mówiła i była nieśmiała. Była raczej przyjaciółką Lily. Remus był w porządku, ale na początku były między nami zgrzyty. Nie lubiłam go, a on często karał mnie punktami za moją ślizgońską pyskatą naturę. Wiedziałam, że Blackowi nie zajmie wiele czasu, aby odkryć, że płakałam. Często mnie taką widział, gdyż nasz związek nie był usłany różami.
                - Chodź Dorcas, pokażę Ci pokój – Marlena uśmiechnęła się szeroko ciągnąc mnie pośpiesznie w kierunku wyjścia. Nie chciałam tutaj dłużej zostawać, więc już po chwili wspinałyśmy się po schodach na drugie piętro. Otworzyła drzwi opatrzone tabliczką Marlena McKinnon i wepchnęła mnie do środka. Zamknęła je na klucz i oparła się o nie plecami ze świstem wypuszczając powietrze. Zachowywała się tak jakby wiedziała o co w tym wszystkim chodzi i chciała zapobiec kolejnym wydarzeniu. Usiadłam na łóżku przyglądając jej się uważnie.
                - No co? Miałam pozwolić, żeby się pozagryzali? – zapytała opadając obok mnie i podpierając się na łokciu. Była bardzo bystra, dużo dostrzegała. Do tego bardzo inteligentna. Mogłabym przysiąc, że chce zadać mi mnóstwo pytań, ale to mogłoby sprawić, że zamknęłabym się w sobie i odpowiedzi by nie uzyskała. Czekała, aż sama jej wszystko powiem.
                - Chodziłaś do Hogwartu? – jeżeli tak, to by to dużo wyjaśniało. Skąd wie co jest na rzeczy.
                - Tak, byłam rok wyżej od ciebie, w Ravenclawie – odparła rozsiadając się wygodniej jakby wiedziała, że zanosi się na długą rozmowę. Zrobiłam to samo podkładając sobie pod plecy poduszkę.
                Dowiedziałam się wiele, nawet bardzo. Nie zapamiętałam jej, bo nigdy nie interesowałam się dziewczynami z innych roczników. Za to okazało się, że ona kojarzyła mnie bardzo dobrze i można powiedzieć, że nawet nie bardzo za mną przepadała. Doskonale więc zdawała sobie sprawę jakie stosunki łączyły mnie z Blackiem. Zauważyła także, że Ethan wykazuje zainteresowanie moją osobą, ale nie trzeba było być bystrym, żeby to dostrzec, dlatego odciągnęła mnie jak najdalej od Syriusza i Croopera. Nadal nie mogłam zrozumieć jak się miał do tego Łapa skoro aktualnie mnie nienawidził. Humor mi się jednak poprawił, gdy Marlena opowiedziała mi o swojej relacji z Evans. Kiedy James był w piątej klasie spotykał się z jakąś dziewczyną mając dość Lily i jej wrzeszczenia na niego. Nie pamiętałam tego zbyt dobrze, gdyż wtedy trzymałam się z moimi ślizgonami, a nieco oddaliłam się od Jamesa i Syriusza. Evans wściekła, że Potter znalazł sobie inny obiekt zainteresowania, do dziś dzień nienawidziła Marleny i vice versa. Także znalazłam jednego sojusznika przeciwko rudej wiedźmie, a to zdecydowanie poprawiło mi humor. McKinnon opowiedziała mi co nieco o zakonie. Jego członkowie byli starannie dobierani. Musiały to być osoby w pełni zaufane, nie mające związków z ciemną stroną. Dowiedziałam się także, że tylko ja jestem z Slytherinu. Merlenę jednak, najbardziej ciekawiło jak to możliwe, że arystokratycznie nastawiona do świata ślizgonka, zaczęła zadawać się z najpopularniejszymi chłopakami w szkole, którzy byli z Gryffindoru.
                To będzie kolejny nudny zjazd czarodziejskich rodów czystej krwi organizowany przez Blacków. Na nic się zdało moje proszenie rodziców, abym została w domu. Nie podziałało symulowanie choroby, obrażanie się, tłuczenie talerzy. Według nich powinnam się cieszyć, że jestem wspaniałą czarownicą czystej krwi i mogę uczestniczyć w tak wspaniałym wydarzeniu jakie są bale urządzane przez Blacków.
                Na towarzystwo Narcyzy nie miałam co liczyć, bo była pięć lat starsza i widziała we mnie dziecko. Przecież za parę miesięcy skończę czternaście lat! Zupełnie nie rozumiem o co jej chodzi. Jej siostra Bella to już kompletnie była pokręcona, więc wolałam się nawet do niej nie zbliżać. Dromeda była całkiem spoko, ale wyszła za mugolaka i Blackowie ją wydziedziczyli. To takie typowe…
                Muszę przyznać, że wyniosły wyraz twarzy pomieszany ze znudzeniem, pasował do mnie idealnie. To dobrze, bo taką minę będę miała cały wieczór. Na pewno będzie ktoś z Hogwartu, ale większość z nich była taka pusta. Szczególnie ten Nott. Miałam go już po dziurki w nosie. Skakał koło mnie jak jakiś pies.
                Na Grimmauld Place 12 zjawiliśmy się przed osiemnastą. Walburga Black zaprowadziła nas do przestronnego salonu, w którym było już bardzo dużo osób. Ukłoniłam się grzecznie, tak jak nauczyli mnie rodzice. Zawsze dbali o to, bym prezentowała się idealnie, idealnie się zachowywała i była godna noszenia nazwiska Meadowes. Kiedyś zapytałam mamę, dlaczego babcia nie jest zapraszana. Burknęła tylko, że babcia nie była nawet na tyle godna, żeby uczyć się w Hogwarcie, bo mieszkała we Francji i ostro zganiła mnie, żebym więcej nie zadawała takich idiotycznych pytań. No i nie zadawałam, a z babcią i tak spędzałam cudownie czas zajadając się szarlotką i bawiąc w ogródku.
                Rodzice szybko zostawili mnie samą sobie wdając się w rozmowę z jakimiś innymi czarodziejami. Teatralnie wywróciłam oczami. Co roku to samo, chociaż bal Blacków nigdy nie był organizowany aż na taką skalę. Zostali zaproszeni niemalże wszyscy pochodzący z czystokrwistych rodów. Wcześniej Blackowie robili skromniejsze przyjęcia. Moi rodzice byli przyjaciółmi Alfarda Blacka, brata Walburgi toteż zawsze byli zapraszani. Niestety ja też.
                Ale zdarzyło się jednak tego wieczoru coś ciekawego. Musieli naprawdę pojechać po drzewie genealogicznym, bo było tylu ludzi, których nigdy wcześniej na oczy nie widziałam. Moją uwagę przykuł nikt inny jak ten cały śmieszny Potter. Zdziwiła mnie jego obecność tutaj. Sądziłam, że Blackowie raczej za nimi nie przepadali. Ale gdzie pajac jeden, tam i musi drugi być. Syriusz stał zaraz obok Jamesa. Jego obecność też mnie zdziwiła. Za każdym razem na przyjęciu spędzał maksymalnie dwadzieścia minut i ulatniał się. Nic dziwnego skoro trafił do Gryffindoru. Ruszyłam w stronę kuzynki, bo tak zwykłam ją nazywać, w celu uzyskania odpowiedzi na nurtujące mnie pytanie.
                - Narcyzo, co robią tutaj Potterowie? – zapytałam starając się brzmieć dojrzale. Blondynka omiotła wzrokiem pomieszczenie, zatrzymując się chwilę na rodzinie.
                - Dorea Potter, z domu Black, jest ciocią Walburgi Black – wyjaśniła wyraźnie znudzona Cyzia posyłając kokieteryjny uśmiech Lucjuszowi Malfoy’owi. Był to znak, abym sobie poszła. Zduszając w sobie prychnięcie ruszyłam w kierunku sofy, gdyż przy oknie, dokąd chciałam pójść, zobaczyłam Notta. Pięknie. Następny wieczór, z którego nie będzie żadnych przyjemności. Już wolałam siedzieć u siebie w pokoju i uczyć się na zaklęcia.
                Znudzona do granic możliwości, obserwowałam zebranych. Każdy ubrał się w swoje najlepsze szaty, chcąc przed innymi zrobić jak najlepsze wrażenie. Dodawało to tylko sztywności całemu zgromadzeniu.
                Wtedy moją uwagę przykuł Potter z młodym Blackiem. Rozmawiali między sobą, a ich miny wskazywały jakby coś knuli. W Hogwarcie cały czas pajacowali, więc może wymyślali jakąś kolejną głupią sztuczkę? Ukradkiem rozejrzeli się i ruszyli w stronę wyjścia z salonu. Natychmiast podniosłam się i poprawiając spódniczkę ruszyłam za nimi. Wspięłam się po schodach najciszej jak potrafiłam i schowałam za barierką, aby mnie nie zauważyli.
                - Łapo, miałeś pamiętać te zaklęcie – syknął Potter wyraźnie zirytowany.
                - Myślisz, że to takie łatwe? Od tego jest Remus – odwarknął Black i któryś z nich zrobił dwa kroki. Postanowiłam dłużej się nie ukrywać i stanęłam za nimi. Może być zabawnie.
                - Syriuszu, twoja matka nie będzie zadowolona, jeśli się dowie, że coś knujecie – powiedziałam jadowitym tonem jednocześnie zbierając w sobie całą ślizgońską złośliwość. – Tym bardziej, gdy celem żartów będzie Regulus – dodałam zdając sobie sprawę, że znajdujemy się przed pokojem brata Syriusza.
                Przyjaciele odwrócili się i zamarli jakby byli spetryfikowani. Wymienili się spojrzeniami, a potem ich wzrok spoczął na mnie. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej zaplatając ręce na klatce piersiowej. Nie odpuszczę im.
                - Jeszcze tej Wężycy tutaj brakowało – stęknął Black, a ja uniosłam jedną brew ku górze. Wężycy? Nie wiedziałam, że ten przygłup potrafi tworzyć tak dziwaczne słowa.
                - Co zamierzacie zrobić? – zapytałam cały czas zagradzając im zejście na dół. Chłopcy spojrzeli po sobie posępnie, a Potter dał znać, że nie ma zamiaru się odzywać.
                - Nie twoja sprawa, Meadowes – burknął Syriusz, a ja uśmiechnęłam się mściwie. Zaczerpnęłam powietrze w płuca i już otworzyłam usta, żeby krzyknąć, ale Black doskoczył szybko do mnie i zatkał mi buzię dłonią. Kiedy wyszarpnęłam się z jego uścisku, na mojej twarzy pojawił się wyraz triumfu.
                - Jak mnie w to wtajemniczycie, to nic nie powiem – dodałam unosząc wysoko podbródek. Nie mieli wyjścia. Doskonale zdawali sobie z tego sprawę, że jak mi nie powiedzą to na nich doniosę. Syriusz westchnął zrezygnowany i rzucił krótkie spojrzenie Jamesowi, a ten ledwo zauważalnie kiwnął głową.
                - Chcieliśmy zrobić kawał Regulusowi. Kiedy dotknie drzwi sprawi, że zostanie aktywowane zaklęcie pląsu nóg, a na jego głowie pojawi się dynia – wytłumaczył bardzo niechętnie Syriusz, ale nie pozostawiłam mu wyboru.
                - Tyle, że Łapa jest na tyle mądry, że go zapomniał – dorzucił urażony Potter. Wywróciłam teatralnie oczami. Chcieli zrobić kawał, a zapomnieli zaklęć. Dobre sobie! Trzeba im jednak przyznać, że sam pomysł był bardzo dobry.
                - Oh, odsuńcie się – warknęłam, a oni momentalnie wykonali moje polecenie patrząc na mnie z nieufnością. Te zaklęcia nie były trudne.
                - Znacie chociaż jedno z nich? – musiałam się przekonać czy faktycznie są takimi pacanami.
                - A jest ich więcej? – zapytał zdziwiony Syriusz. Wybałuszyłam na niego oczy, ale po chwili na mojej twarzy pojawił się ironiczny uśmieszek. Tak, to idioci. Ale zabawni idioci.
                - Tak Black, żeby kawał się udał potrzeba aż trzech zaklęć – rzuciłam kąśliwym tonem. Chłopak wyglądał na oburzonego i chyba się nawet obraził. Za to w oczach Jamesa pojawiła się dziwna iskierka.
                - Wadiwasi, tarantallegra, melofors – mruknęłam kierując różdżkę na klamkę od drzwi. Kiedy napotkałam ich zaskoczone miny wypuściłam ze świstem powietrze. Wszystko trzeba było im tłumaczyć, zupełnie jak dzieci.
                - Wadiwasi ustawiłam na dziesięć minut, sprawi ono, że zaklęcia wycelują w tego, kto naciśnie klamkę. Tarantallegra powoduje pląsy, a melofors chyba sprawi, że na głowie pojawi się dynia – rzekłam znudzonym tonem, opierając się bokiem o ścianę i bawiąc się różdżką.
                - Chyba? – zapytał James. Wyglądał na zbitego z tropu, ale jednocześnie pozytywnie zaskoczonego.
                - Tak, ewentualnie podpali mu się szata – wzruszyłam ramionami i ruszyłam w kierunku schodów. – Idę po Regulusa.


___________________________________________
Chyba każdy kto widzi paring Slytherin&Gryffindor zastanawia się jak do tego doszło. Więc w tym rozdziale w końcu zostało wyjaśnione, dlaczego oni się zaprzyjaźnili. Mam nadzieję, że to wyjaśniłam :D Tym czasem życzę miłego popołudnia :)

15 komentarzy:

  1. No NIE! Czy Lily zwariowała do końca?! Ja ją serio polubiłam, a ona Dorcas atakuje! Mam nadzieję, że to zostanie jakoś wytłumaczone, no bo przecież chyba nie odbiło jej ot tak? Proszę, powiedz, że nie! Powiedz, że to jakieś zaklęcie, czy coś! No tak, lubię Lily. Nie wiem dlaczego.
    Rozdział mi się podobał. Chociaż, jak na mój gust, to za mało Syriusza. Wiało pustkami Blackowymi (nie jestem pewna, czy to ma sens) Ojej <3 Lubię Molly. To taka dobra duszyczka. Zawsze służy pomocą i wgl. Chciałabym znać kogoś takiego.
    Bardzo fajne wspomnienie, choć, przyznaje, nie spodziewałam się, że ona im pomoże. Myślałam raczej, że będzie się przyglądała, czy coś. A tu proszę, razem robią kawał młodszemu Blackowi!
    Już nie mogę się doczekać następnego!

    Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zaprzeczam i zarazem nie potwierdzam, że Lily odbiło :) Tobie za mało Syriusza, a innym go pewnie będzie za dużo ;p
      Kto by się spodziewał, że Dorcas pomoże Gryfonom? Jednak była to sprawa wyższa, bo chodziło o żarty, więc jak panna Meadowes mogła przepuścić taką okazję?
      A następny rozdział pojawi się chyba dopiero po moich maturach :(

      Usuń
    2. Czy ty chcesz żebym znienawidziła Dorcas? Bo naprawdę już bardzo niewiele brakuje. Dla mnie jest typem osoby, której lubić się zwyczajnie nie da, bo na informacje z poprzednich rozdziłów nakłada się jeszcze i ten i po prostu... ok, lepiej już nie będę kończyć tego zdania. Z jednej strony może być zadufana w sobie, mieć przerośnięte ego i uparcie obwiniać wszystkich o własne wybory, nieszczęścia i wszelkiego rodzaju niepowodzenia, ale w połączeniu z przesadną dumą staje się osobą niestrawną. W dadatku zdaje się nie dostrzegać własnych błędów i być na tyle skupiona na sobie, że kompletnie nie widzi (lub nie chce lub ma to zwyczajnie gdzieś), że inni ludzie także mają uczucia. I tak wiem, że się powtarzam, ale zwyczajnie moja niechęć do Dorcas uległa znacznemu spotęgowaniu...
      Lily to ja się nie będę zbytnio czepiać, o nie! Sama chętnie bym strzeliła (może nie rozwalałabym tylko przy tym własnego domu) Dorcas, więc jak najbardziej ją popieram i rozumiem. Wydaje mi się, że Lily zareagowała tak a nie inaczej, bo Dor zwyczajnie przelała czarę goryczy - wróciła z NY, wprosiła sie do ich życia, oczekuje, że znów wszytstko wróci do dawnego stanu rzeczy (podczas gdy wyjechała bez słowa wyjaśnienia - przynajmniej tak to wygląda), interesuje ją tylko jej własna osoba i biadoli o tego, że Syriusz dokucza (i dobrze! W końcu zasłużyła, bo jemu oberwało się najbardziej.). Tak właśnie to wygląda, a że Lilka nieco przesadziła - inna sprawa. Ostatecznie nie zrobiła jej niczego złego. A tak poza tym to nie wiem czemu starasz sie Evansównę oczernić. Nie to żebym ją jakoś specjalnie lubiła, ale akcja "jestem zła na Marlenę, bo w 5 klasie chodziła z Potterem" mnie nie przekonuje. Czemu? Bo w piątej klasie to Lilka miała serdecznie Jamesa dość, to co ją mogła obchodzi jego ówczasna dziewczyna (pal sześć, że pewnie takiej nie miał, bo tak latał za Lily i niemożliwym było, żeby mu sie "znudziła").
      No a reszta na plus ;)
      Syriusz się wyrabia, a przynajmniej mnie bardziej przekonuje jego zachowanie - nie jest takie wymuszona jak wcześniej. Poza tym w tym rozdziale jakoś tak fajnie się wpasował, bo skojarzyłam, że pewnie przekalkulował, że spóźni sie na kolację do Potterów (ale oni chyba nie są jeszcze małżeństwem?) i dlatego wpadł do KG.
      Biedny sterany zyciem James wpadający do domu po ciężkim dniu pracy był przeuroczy!
      Za to do Kwatery Głównej mam zastrzeżenia... Podoba mi się klimat (choć wciąż nie czarujesz opisami jak kiedyś, ale poczekam) i atmosfera, ludzie, ale mam dziwne wrażenie, że nie wiem gdzie ta KG jest... (wspominałaś o tym?) i strasznie mi się kojarzy z domem Blacków, co mnie nieco irytuje - nie lubię czytać dwa razy tego samego.
      Przyjęcie u Blacków mnie zabiło (chociaż podobały mi się relacje i ujęcie wększości postaci, bo miały w sobie sporo bardzo fajnego smaku) - to tak piekielnie powtarzalne... prawie zawsze tam ktoś się poznaje. I znów Dorcas-co-to-wszystko-wie ratuje sytuację, a James i Syriusz wychodzą na głupków (ten drugi szczególnie). Taa, a ja niedawno czytałam kawałek 5 tomu i tam twierdzono, że Black i Potter to bardzo uzdolnieni byli - to chyba inaczej zapomniano dodać :P A tak na serio - wystrzegaj się takich wpadek i nie rób z Dor panny idealnej, bo to się kompletnie nie sprawdza.
      Ogólnie jednak klimat całeho rozdziału bardzo fajny, taki ni to lekki ni to ciężki, ale koniec końców raczej zmuszający do myślenia, bo przecież mogłam walnąć, że Lilka jest zła i coś ją opętało, a Dor to jest bardzo skrzywdzona przez wszystkich... nie zrobiłam tego jednak i doceniam, że starasz się, by nie wszystko było tak oklepane i jedowymiarowe, nawet, jeżeli nie zawsze wychodzi ;)
      I zacznij sprawdzać rozdziały! Ja wiem, że to niewdzieczna robota, ale trzeba, bo wtedy wszystko wygląda lepiej :)

      Usuń
    3. Tak, Dorcas zalicza się raczej do osób, które bardzo ciężko polubić. Lily zareagowała jak zareagowała. Kto wie, może kierowało nią c oś innego niż tylko sama złość? W oczernianiu Evansówny musisz pamiętać o tym, że wszystko opisywane jest oczami Dorcas. Ona w tym momencie jej nienawidzi i uważa za, prosto mówiąc, tą złą. Dziwne by było gdyby Dorcas zareagowała "Lily, bardzo dobrze zrobiła. Należało mi się.", bo ona tak nie uważa i to nie jest w jej stylu. Ja jako autorka mogę stwierdzić, że Lily faktycznie ma co nieco racji, ale Dorcas to Dorcas :)
      Kanon... Nie trzymam się go jakoś za bardzo. Moim zdaniem Potter będąc zrezygnowany mógł być z inną dziewczyną, a to ugodziło w ego Panny Evans, no bo przecież przez tyle lat uganiał się właśnie za nią. Lily nie jest idealna i też targają nią uczucia takie jak złość, zazdrość czy chęć zemsty.
      Nie podawałam, gdzie dokładnie znajduje się KG, bo Dorcas sama tego dokładnie nie wie. Zna tylko ulicę i numer. Podobna do Grimmauld Place 12? Możliwe, acz niekoniecznie. Okolica jest o wiele bardziej atrakcyjniejsza. Co do samego wnętrza... Są to kamienice, domki szeregowe, więc praktycznie wszystkie są do siebie podobne. Duże, zazwyczaj ciemne (z tego względu, że mają okna tylko po dwóch stronach).
      Przyjęcie u Blacków jak dla mnie jest bardzo udanym fragmentem. Trudno, żeby tak się ktoś nie poznawał skoro znajduje się tam tyle ludzi. Powtarzalne? Nie wiem, nigdy nie widziałam jeszcze na żadnym blogu czegoś takiego.
      I znowu kanon... W książce Black mógłby być nawet blondynem, ja i tak nadal przedstawiałabym go jako szatyna. Po to są Fan Fiction, aby można było tworzyć coś nowego, niekoniecznie opartego na kanonie. I moim zdaniem Dorcas nadal nie jest idealna (w każdym razie chcę ją tak wykreować). Jest zadufana w sobie, arogancka, mało co obchodzi się z uczuciami innych. Sama podobne rzeczy napisałaś wyżej :) A jak dla mnie to nie są zalety, ani pseudo-wady. Bo ona jest naprawdę okropną i rozpieszczoną osobą.
      Rozdziały staram się sprawdzać, ale wiadomo cudze oko może wyłapać to czego własne nie zauważy :)

      Usuń
    4. Ja potrafię polubić niemal każdą postać literacką, więc tu trzeba się naprawdę napracować, by mnie do niej zrazić... W Dorcas nie ma absolutnie nic do lubienia. Ja w żądnym wypadku nie twierdzę, że Dor powinna przyznać LIly rację - jeżeli tak to odebrałaś to nie o to mi chodziło. Ty, jako autorka, taką ją kreujesz - zaczynasz od tego wyskoku, a później dodatkowo Marlena i ten tekst. Gdyby nie McK nie czepiałabym się tego.
      I znów: ja nie twierdzę, że Lilka jest idealna! A co do reszty to twoje zdanie - niech będzie, przyjmuję do wiadomości, choć i tak sie nie zgadzam :P
      No ja się zapłaczę! A czemu nie wspomiałaś o tym w tekście?! Kurczę no mam wrażenie, że pewne smaczki zachowujesz dla siebie...
      Ale ja widziałam ;) Co nie znaczy, że nie lubię. Tylko czemu ono pojawia się tylko raz? Mam nadzieję, że ty przynajmniej zajmiesz się tym porządnie - tak, zapamiętałam i zakodowałam, że urządzają je corocznie ;)
      A czemu widzisz go jako szatyna? Bo tak został przedstawiony i w ten sposób wyobraziłaś go sobie. To raczej kwesta tego jak byś sie czuła gdyby ktoś przedstawił go jako blondyna - kupiłabyś to? A FF to raczej po to, żeby poszerzyć informacje z jakiegoś dzieła, a nie - zmieniaj co chcesz i żeruj do woli na czyjejś pracy, nie sądzisz?
      Napisałam, ale coś mi się wydaje, że to raczej był twój wypadek przy pracy. Bo jest też to, że ona jest piękna, mądrą i kazdy kocha ją od pierwszego wejrzenia, a o tym aspekcie nie wspominałam, choć to właśnie wysuwa sie na pierwszy plan :(
      Pozostaje mi wierzyć na słowo :)
      W ogóle jakoś tak ciężko mi się z tobą porozumieć... to takie "ja o niebie, ty o chlebie" - błagam, nie każ mi tłumaczyć...
      Apropo matury: na polskim temat 1 czy 2? :D

      Usuń
    5. No to jak widzisz moja Dorcas znalazła się w wąskim gronie, którego nie lubisz ;p Taka już jest i nie przewiduję dla niej jakiejś ogromnej przemiany wewnętrznej, gdzie potem będzie przepraszać i próbować odkupić swoje winy. Ona jest arystokratką. Jest zła i podła :)
      O tym nie wspomnieniu chodzi o Kwaterę Główną? Jeżeli tak to wspominałam okolicę we wcześniejszym rozdziale, ale wszystko jest ponure ze względu na panującą jeszcze zimę. Dorcas nadałam własną cechę, czyli postrzeganie otoczenia zimną jako coś brzydkiego i ponurego.
      Blacka postrzegam jak postrzegam, bo jego wygląd wdarł się do mojej głowy za bardzo dawnych czasów onetowskich. Pisałam dla siebie i czytałam tyle FF z takim, a nie innym Syriuszem, że teraz nie byłabym w stanie po prostu wyobrazić go sobie inaczej. Chyba, ze autor tekstu byłby na tyle dobrym pisarzem, że zręcznie wplótłby to, że by do mnie przemówiło.
      Sam termin "żerowanie" muszę przyznać, że trochę mnie uraził. To zupełnie tak jakbym sobie przywłaszczyła świat Rowling twierdząc, że ja o wymyśliłam. Moim zdaniem Fan Fiction jest po to, aby przedstawić coś po swojemu. Co z tego, że zmienia się głównego bohatera, skoro zachowuje się niektóre inne rzeczy z nim związane. I tak FF jest własnie po to, żebyśmy mogli zmieniać co chcemy i przedstawić historię "co by było gdyby", aby wprowadzić rzeczy zupełnie innowacyjne. Takie jest moje zdanie na ten temat.
      Tak jest piękna (w końcu przypisałam jej do rodziny wili), mądra - jedyne w czym była bardzo dobra to zaklęcia. Specjalnie z owutemów dałam jej dwa wybitne, bo inaczej jak dla mnie byłoby aż za bardzo naciągane zapropowanie jej posady aurora. Z tego co wiemy w eliskirach nie była najlepsza, ale "jakoś" się jej udało. W dodatku uczyła się całą siódmą klasę. Nic nie przyszło jej ot tak i już umiała. Każdy ją kocha, tak to jest cecha, która sprawia, że z Dorcas staje się powoli Mary Sue. Tylko jak widać powoli ludzie zaczynają się od niej odwracać (przykładem tego jest Lilka). Na swoje usprawiedliwienie mam to, że jest ćwierć wilą i "kochanie" te można nazwać czarem. Wystarczy spojrzeć chociażby na Fleur. Niemalże cała męska część uległa jej urokowi.
      Ciężko się na porozumieć, bo mamy zupełnie inne zdania. Inne stereotypy i priorytety ;p
      Matura temat pierwszy. Chyba przez 10 minut zastanawiałam się jakie to było powstanie w "Gloria victis". Koniec końców nie wpadłam jakie to było xd

      Usuń
    6. A niech nie przeprasza, prosić się nie będę :P Ale powinnaś wiedzieć, że osoby, których nie lubię to tylko zadufane w sobie panienki i panowie, bo całą resztą lubić się da... już nawet jakiegoś stukniętego mordercę :P
      Sprawdziłam ;) Opis z komentarza fajniejszy! Eeee... o co ci chodzi z tą własną cechą, bo nie rozumiem...?
      Co internet nie potrafi zrobić z kilkoma zdaniami o danej postaci... :D
      I powinien - nie za opowiadanie, ale za " zmieniaj co chcesz". Bo z jednej strony mówisz, że można zmienić to i owo, wprowadzić to czy tamto, coś dopowiedzieć, coś nieco nagiąć - i z tym się zgadzam, nie mówię, że kanon to świętość! Tylko nie wszytko można i nie wszystko powinno sie zmieniać, a do takich aspektów należą charaktery (pewny siebie Peter? wyuzdany Remus? Dumbledore imprezowicz? - to aż przerażające!) i taki ogólny zarys wyglądu (James bez okularów? Syriusz blondyn? Grubaśny Peter albo Lily o czekoladowych oczach? - komu by się to spodobało?).
      Tsa, ale jako 14 latka jest mądrzejsza od James i Syriusza razem wziętych, a to wiem bezpośrednio z opowiadania. Wszystko zależy od akcentu, a ty nie kładziesz go równomiernie no i Dor wychodzi na pannę prawie idealną... :(
      Oj rany nie przesadzałabym! Ja cię w sumie nie znam... Ale problemem bardziej dla mnie jest to, że czasami o coś pytam a ty mi odpowiadasz nie na temat, patrząc na jedno słówko :P no i tak se płynie ^^
      Żółwik! Ha - jednak coś wspólnego mamy :)Styczniowe (jak w wierszu), ale pewnie już wiesz xD. ja tam przydzieliłam Oszeszka do złej epoki :( ale co tam!

      Usuń
    7. Teraz już wiem, że to styczniowe, ale tak krążyłam w okół tematu, żeby tego nie użyć ;p tak samo nie byłam pewna epoki, więc po prostu ją ominęłam :D
      A jak matma i angielski? ;p

      Usuń
    8. Iii tam - łatwe były! Po matmie to się spodziewałam czegoś trudnego, a tu - proszę - jaka miła niespodzianka :D Natomiast angielskiego to byłam pewna, a niewielki problem miałam z pierwszym zadaniem (znów jakaś taka nie do końca skupiona byłam... :P). A u ciebie?

      Usuń
    9. Matmą też byłam pozytywne zaskoczona i wiem, że zdałam ją na pewno. Angielski, pierwsze zadanie było dziwne, bo lektor strasznie niewyraźnie mówił. Ale tak to raczej też lajcik.
      Jakieś dodatkowe brałaś? Ja zdecydowałam się tylko na rozszerzony polski.

      Usuń
    10. Nie wsyzstko ;) on zafafluniał tylko, gdy było coś istotnego - czyta złośliwość egzaminatorów, a raczej tych, co to układali :D
      Nom: biologia i chemia... chyba sie potnę z tym drugim ^^

      Usuń
  2. Naprawdę z każdym kolejnym rozdziałem idzie ci coraz lepiej! Muszę przyznać, że do tych pierwszych raczej podchodziłam bardziej sceptycznie i często coś krytykowałam, ale teraz z każdym kolejnym uwag mam coraz mniej, a coraz więcej mi się podoba. Najważniejsze, że zwiększasz ilość opisów, bo to absolutnie nieodzowna część opowiadania. Tu jest ich tak duuużo jak na ciebie, że aż się uśmiechnęłam, czytając. Tylko tak dalej!
    Bardzo zaskoczyła mnie ta kłótnia Lily i Dorcas, tym bardziej, że dotychczas miały przyjazne stosunki, a teraz tak nagle ni stąd ni zowąd Lilka postanowiła się obrazić. Naprawdę wgięło mnie w podłogę jej zachowanie, bo choć ma dużo racji (w końcu Dorcas faktycznie jest egoistyczna i mimo pozornej idealności, ma dużo wad), to jednak skąd taka nagła zmiana zdania? I ciężko mi sobie wyobrazić łagodną, kochaną Lily pojedynkującą się z przyjaciółką, nawet, kiedy by się pokłóciły. Albo Dorcas myślącej o Lily jako o rudej wiedźmie. Naprawdę Dorcas musiałaby zrobić coś okropnego, aby zasłużyć sobie na takie potraktowanie, bo mimo egoizmu i tego, że z początku była taką pustą lalką, to jednak nie jest złą dziewczyną, a Lily też zawsze wyobrażałam sobie inaczej, a ty ją tutaj ukazałaś dość tak... specyficznie.
    Podobał mi się ten fragment o poznaniu Syriusza i Jamesa. No tak, przyłączenie się do żartu to świetny pretekst by się zakolegować, zwłaszcza, że wcześniej chyba za sobą nie przepadali, ale znowu troszkę wyłazi z niej Mary Sue, kiedy tak znała wszystkie zaklęcia.
    Niemniej jednak ogólnie wspomnienie wyszło dobrze i fajnie się je czytało. Lubię wstawki wspomnieniowe ^^.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że małymi kroczkami idę do przodu :) Ostatnio znowu zaczęłam dużo czytać (w tym ostatnio w moich łapkach znalazł się Tolkien), więc zaczynam przypominać sobie słowa, może śmiesznie to zabrzmi, ale człowiek z czasem kiedy nie pisze, bardzo wiele zapomina.
      Kłótna Evans-Meadowes jest dość kontrowersyjna. Wiele osób może ona urazić, bo pokazuje Lily, która nie jest idealną przyjaciółką. Sam powód wydaje się też błahy, ale kto powiedział czy ta kłótnia nie ma jakiegoś drugiego dna? :)
      Strasznie usilne próbuję zwalczyć w Dorcas Mary Sue, ale jak widomo strasznie łatwo jest stworzyć taką postać. W późniejszych rozdziałach chyba udaje mi się to jakoś naprawić, w każdym razie mam taką nadzieję.

      Usuń
    2. Heh, wiem, jak to jest, bo sama też zawsze miałam tendencję do robienia Mary Sue. Żebyś widziała moją Rosalindę ze skasowanego MS... Po prostu Dorcas czasem wydaje mi się troszkę zbyt idealna, czasem także nieco pusta. Ćwierćwila, od razu wrzucona do Biura Aurorów bez odbycia szkolenia, zawsze sobie dobrze radzi, ta przepowiednia o niej, i w ogóle...
      Co do tej kłótni, jestem ciekawa, co za drugie dno się za tym kryje, bo nie znając go, faktycznie można uznać ją za dość naciąganą i nieprawdopodobną, ale może kiedyś opiszesz, dlaczego Lily nagle z dobrej przyjaciółki stała się taka jak w tym rozdziale. Bo czemu dopiero teraz miała wyrzuty, a wcześniej jej nie przeszkadzało, że Dorcas zniknęła i nagle wróciła?

      Usuń
    3. Mam nadzieję, że jakoś uda mi się "naprawić" Dorcas w następnych rozdziałach ;p Kłótnię raczej wyjaśnię, bo na razie wydaje się ona bez sensu. Ale zrobię to najwcześniej w ostatnim rozdziale :)

      Usuń