To było jak
porażenie prądem. Tak niechciane, ale jednocześnie tak piękne. Świat nagle zawirował
powodując, że zakręciło mi się w głowie. Mimo to przywarłam wargami do miękkich
ust Syriusza. Wszystkie zasady i reguły miałam kompletnie w poważaniu.
Przymknęłam powieki zupełnie oddając się chwili. Opuszkami palców dotknęłam
jego gorącego policzka wpijając się w jego usta. Poczuła jak jedną ręką
obejmuje ją w tali i przyciąga mocno do siebie drugą zaś wplótł w moje włosy. W
tym momencie nawet nie mogłam się od niego odsunąć, ale ja nawet tego nie
chciałam. Przejechałam paznokciami po jego karku czując jak jego ciałem
wstrząsają dreszcze.
Odzyskałam
trzeźwość umysłu, ale po co miałam przerywać skoro… mi się to spodobało. To
tylko chwila, która i tak przeminie, a potem wszystko wróci do normy, więc
dlaczego nie mogłabym się zabawić? Nie udało mi się zdusić w sobie myśli, że
chciałam się tylko zabawić, ja chciałam znowu go poczuć. Nie byłam w żadnym
związku co wiąże się z tym, że nie byłam zobowiązana do jakiejkolwiek
wierności. Co innego Syriusz, ale on wiedział co robił.
Oparłam się
plecami o ścianę i przyciągnęłam go do siebie za kołnierz jego koszuli. W tym
momencie miałam nad nim kontrolę, czułam to. Na moich ustach pojawił się lubieżny
uśmiech, kiedy zaczął całować mnie po szyi. Wsunęłam dłonie pod jego koszulę,
dłońmi wodząc po jego umięśnionym torsie. Poczułam, że się uśmiechnął. Sama
miałam ochotę się roześmiać. Jego dłoń zsunęła się po mojej talii zatrzymując
na pośladkach. Spojrzałam na niego spod rzęs przygryzając dolną wargę.
Przybliżyłam usta do jego ucha i lekko je przygryzając.
– Pozdrów ode
mnie Sarah – wymruczałam, pocałowałam go przelotnie w usta i z dumnym uśmiechem
minęłam go ocierając się o niego niczym kotka. Na jego twarzy pojawił się
uśmiech satysfakcji. Spodziewałam się, że będzie raczej zawiedziony, albo zły
sam na siebie. Nic bardziej mylnego.
- Wyczuwam
zazdrość, Meadowes – powiedział tym swoim cholernie seksownym tonem łapiąc mnie
za nadgarstek. Przeszły mnie dreszcze. Przeniosłam spojrzenie na jego twarz.
Uśmiechał się ironicznie czekając na to czy coś odpowiem. Ale z moich ust nie
wydobył się żaden dźwięk, na co Syriusz uśmiechnął się szyderczo. Zrobił to
specjalnie. Naumyślnie pozwolił mi ponieść się emocjom, aby zobaczyć czy nadal
coś do niego czuję. Drań! Rzuciłam mu nienawistne spojrzenie, wyrwałam rękę z
uścisku i jak najszybciej oddaliłam się od niego.
Ze sztucznym
uśmiechem wzięłam do ręki gitarę akustyczną. Zawsze brzdąkałam w Hogwarcie,
kiedy było nudno. Przejechałam opuszkami placów po strunach, nie tworząc jednak
jakiegoś określonego dźwięku. Lily momentalnie przeniosła na nią wzrok
uśmiechając się promiennie. Szarpnęłam struny i popłynęła melodia. Rudowłosa,
aż klasnęła w dłonie, kiedy usłyszała co zamierzam zagrać.
- Mam bilet na długą podróż dookoła świata.
Dwie butelki whisky na drogę. Jestem pewna że będę chciała jakąś fajną ekipę.
Wyjeżdżam jutro, co powiesz? – nigdy jakoś specjalnie nie umiałam śpiewać.
Nuciłam sobie pod nosem, przez co nie można było usłyszeć, że faktycznie
fałszuję czy śpiewam czysto. - Kiedy
odejdę, kiedy odejdę. Będziesz za mną tęsknić kiedy odejdę. Będziesz tęsknić za
moimi włosami. Będziesz za mną tęsknić wszędzie, oh. Będziesz za mną tęsknić
kiedy odejdę.
*
Po malutkim
pokoiku na poddaszu rozniósł się dźwięk budzika. Przez małe okienko wpadały
nikłe promyki słońca. Szafa w rogu pokoju była otwarta na oścież, a z jej
środka wywalały się ubrania. Drewniane krzesło było odsunięte od biurka, na
którym pełno było przeróżnych materiałów i wszelakich zapisanych pergaminów. Na
brzegu blatu stał przewrócony atrament, a orle pióro spadło na podłogę. Wielkie
lustro umocowane na drzwiach było obwieszone masą przeróżnych naszyjników,
bransoletek, kolczyków i innymi pierdołami.
Otworzyłam
jedno oko, zaspana na oślep wyłączyłam budzik, a dłonią przeczesałam włosy.
Dochodziła ósma. Jak dla mnie było stanowczo za wcześnie, aby wstawać z
cieplutkiego łóżka. Przeciągając się ogarnęłam wzrokiem bałagan jaki panował w pokoju.
Na mojej twarzy pojawił się grymas, kiedy pomyślałam, że będę musiała to posprzątać.
Zaklęcia domowe nigdy mi nie wychodziły. Chcąc nie chcąc wyszłam spod kołdry
kierując się do łazienki. Zimny prysznic na pewno powinien mnie obudzić. Tak,
to jest bardzo dobry pomysł.
*
Drobna blondynka
weszła do kuchni, a kiedy zobaczyła śniadanie uśmiechnęła się promiennie.
Wzrokiem szukając ukochanego ujrzała go jak stał w kącie pomieszczenia i
patrzył na nią z uśmiechem Huncwota. Zachichotała cicho i podbiegła do niego
oplatając go dłońmi w pasie. Zadarła głowę do góry by móc na niego spojrzeć.
– Jesteś
kochany – zaświergotała uśmiechając się szeroko. Mężczyzna zaśmiał się tuląc
blondynkę do siebie.
– I jak tam z
twoją sukienką? – zapytał po chwili przyglądając się ukochanej.
– Jest
prześliczna! Madame Malkin naprawdę się postarała. A do tego mam jeszcze takie
cudowne buty! Z takimi małymi diamencikami, wiesz? Padniesz jak mnie zobaczysz
wieczorem – mówiła szybko ciesząc się jak małe dziecko, ale on miał jakieś
dziwne wrażenie, że sukienki nie uszyła sama Madame Malkin, ale z pomocą
jakiegoś blondwłosego potwora.
– Będziemy się
dzisiaj świetnie bawić – oznajmił mężczyzna niewidzącym wzrokiem patrząc gdzieś
za okno.
– Kocham cię,
Syriuszu… – westchnęła po dłuższej chwili Sarah tuląc się mocno do mężczyzny
jakby miał jej zaraz uciec. Black zacisnął usta nie mówiąc nic.
*
Słońce już
dawno zaszło, a jego miejsce zastąpił księżyc. Na niebie ciągle przybywało
migoczących gwiazd. W świetle ulicznych latarni śnieg mienił się sprawiając
wrażenie malutkich diamentów. Co jakiś czas słychać było wybuch jakiś fajerwerk.
Ostatni dzień roku zapowiadał się wyjątkowo hucznie.
W salonie w
jednym z domów niedaleko ulicy Pokątnej siedział przystojny szatyn. Co chwilę
nerwowo zerkał w kierunku schodów. Kiedy zaczął już wątpić czy kiedyś zejdzie
na dół, stwierdziłam, że dam mu odetchnąć z ulgą. Jego wzrok momentalnie
powędrował w moją stronę. Wyglądał na oszołomionego.
– I jak
wyglądam? – zapytałam okręcając się wokół własnej osi z szerokim uśmiechem.
– Pięknie… –
wyszeptał po chwili mężczyzna mrugając kilkakrotnie.
Czułam się
wyjątkowo ślicznie. Blond włosy miałam zupełnie proste i opadały jej swobodnie
na ramiona sięgając do połowy pleców. Miałam na sobie dość wyzywającą sukienkę,
nad którą siedziałam przez kilka dni. Kawałek czarnego materiału zasłaniał
biust, a odkrywał prawie cały brzuch. Był poprowadzony od prawego ramienia do
lewego biodra. Jego koniec połączony był z dolną częścią sukienki srebrną
klamrą . W miejscu gdzie była błyskotka zaczynało się rozcięcie pokazujące nogi.
W uszach miałam srebrne wiszące kolczyki a na stopach, również srebrne, wiązane
przy kostce szpilki.
– Pani pozwoli
– powiedział szarmancko Marcus stając przede mną i wyciągając w moim kierunku dłoń.
Uśmiechnęłam się czarująco i podałam mu rękę, aby po chwili teleportować się z
cichym pyknięciem.
Na
zabawę sylwestrową wybraliśmy mugolski klub. Muzyka grała głośno wyrywając do
tańca, a kolorowe światełka migotały po sali. Przy barze pełno było ludzi, a
barmani dwoili się i troili, aby wszystkich obsłużyć. Ruszyłam w stronę loży, w
której siedzieli już moi przyjaciele.
– Gdzie ta
blond małpa jest? – zirytowała się Lily bawiąc się pierścionkiem. – Czemu
zawsze trzeba na nią tyle czekać. – warknęła widocznie zła, a ja zdusiłam w
sobie chichot, gdyż stałam tuż za nią. Mary także z ledwością powstrzymywała
cisnący się na usta uśmieszek.
- Cześć Liluś
– krzyknęłam dziewczynie do ucha, a ta podskoczyła na miejscu jak oparzona,
czym wywołała śmiech u zebranych. Na piorunujące spojrzenie Evans
odpowiedziałam słodkim uśmiechem.
– Ale się
odpicowałaś – skomentowała Ruda nadal lekko urażona, choć patrzyła na jej
sukienkę z wielkim zainteresowaniem. Dumnie uniosłam głowę, jednak po chwili
wybuchnęłam głośnym śmiechem, nie umiejąc tak długo być poważna.
– Jak mogłyśmy
się tego nie spodziewać – rozbawiona Mary przesunęła się robiąc mi miejsce.
Lilce poczochrałam włosy, a Mary dałam buziaka w policzek. Huncwotom posłałam
radosny uśmiech, a Sarah najnormalniej w świecie pominęłam.
– Miło panie
ponownie widzieć – powiedział O’Conner kłaniając się lekko. Lily puściła mu
oczko, a Mary uśmiechnęła uroczo. Byłam zadowolona, że nie musiałam przychodzić
sama. Co prawda, do Marca nie czułam jakiś głębszych uczuć, ale był sympatyczny
i uroczy.
– Nie lubię go
– burknął James patrząc spod byka na mężczyznę.
– Ja też, ale
bądźmy mili – rzekł Remus siadając wygodniej.
– Wątpię czy
to się uda – powiedział Syriusz uśmiechając się do siebie.
Rzuciłam im
piorunujące spojrzenie, a oni wyraźnie się speszyli, że usłyszałam o czym
rozmawiają. Co jak co, ale gdyby któryś z nich uraziłby Marcusa miałby ze mną
na pieńku.
Ludzie bawili
się na parkiecie inni pili trunki w swoich lożach. Większość była już nieźle
wstawiona. Wypiłam ostatni łyk Whisky i z hukiem odstawiłam szklaneczkę
podrywając się z miejsca. Napotkałam zaciekawiony wzrok przyjaciółek. Posłałam
im powietrznego całusa łapiąc Marcusa za rękę. Mężczyzna objął mnie w tali
szepcząc mi do ucha jak ślicznie wyglądam. Śmiejąc się pociągnęłam Marcusa na
parkiet uśmiechając się rozbrajająco. Odwróciłam głowę i dostrzegłam, że cała
reszta też wstaje. To spowodowało, że mój uśmiech stał się jeszcze większy.
Wszyscy
szaleli na parkiecie dając się ponieść muzyce. Tańczyłam z Jamesem co chwila
wybuchając śmiechem. Zawsze dobrze się z nim bawiłam, był dla mnie jak brat,
którego nigdy nie miałam. Zrobiłam piruet, a kiedy chciałam spojrzeć na Pottera
jego już nie było, a przede mną stał Syriusz.
– Odbijane –
powiedział uśmiechając się figlarnie. Odpowiadając takim samym uśmiechem
przybliżyłam się do niego i zaczęliśmy tańczyć. Szumiało mi lekko w głowie, ale
bawiłam się przewspaniale. W Hogwarcie zawsze do samego rana szalałam na
parkiecie. No i nie wypada zapomnieć, że to zawsze z Łapą ostatnia schodziłam ze
sceny, bo tylko on był w stanie mi dotrzymać kroku.
– Ładnie
dzisiaj wyglądasz – powiedział wprost do mojego ucha.
– Ty też się
postarałeś – zachichotałam zarzucając mu ręce na szyję. Już miał się odezwać
kiedy przemówił DJ. Wszyscy zatrzymali się, a ja próbowałam utrzymać się na
nogach, co chwilę śmiejąc się cicho z powodu ilości wypitego alkoholu.
– Nowy rok
zacznie się za 10, 9, 8…
– To już! –
zaśmiałam się biorąc od kelnera dwa kieliszki szampana, jeden podałam Syriuszowi.
- … 3, 2, 1!
– Szczęśliwego
nowego roku! – zawołałam równo z Blackiem, na co oboje roześmialiśmy się i
duszkiem wypiłam szampana, słysząc jak na dworze wyleciało w powietrze pełno fajerwerków.
_______________________________________________________________________
Nie jestem zadowolona z tego rozdziału. Nie potrafiłam go naprawić, więc zostawiam tak jak jest. Prawdopodobnie mogą być błędy. Dodatkowo jest to najkrótszy rozdział jaki napisałam.