sobota, 16 marca 2013

Rozdział trzeci: Dom Potterów


W głowie miałam kompletny chaos. Już nawet nie starałam się wymusić uśmiechu. Jak najszybciej chciałam opuścić te miejsce. Nie chciałam już patrzeć na niego. Dość miałam już bólu i wyrzutów czających się w jego oczach.
– Lily, ja już… – zaczęłam, ale rudowłosa momentalnie się podniosła łapiąc mnie pod ramię.
– Pokaże ci dom i przy okazji pokój, w którym będziesz spać - powiedziała ciągnąc mnie w stronę schodów. Nie wiadomo kiedy obok nas pojawiła się Mary i uśmiechnęła się do mnie pocieszająco. Wyminęłyśmy Syriusza, który nadal stał w przejściu nie mogąc otrząsnąć się z szoku. Wbiegłyśmy po schodach, a Lily wepchnęła nas do jakiegoś pokoju.
– Nic nie mów, proszę cię – odezwała się zakłopotana przestępując z nogi na nogę. Przeniosłam wzrok na Mary, która unikała jak mogła mojego natarczywego spojrzenia.
– Wiedziałaś?! – zawołałam z wyrzutem czując jak huczy mi w głowie. - I na co wam to było, co? No po co? – oburzona chodziłam tam i z powrotem burcząc coś pod nosem. Nie mogłam zrozumieć co przez to chciały osiągnąć. Dobrze wiedziały, że mój związek z Syriuszem się zakończył i było lepiej dla niego jakby jej już nigdy nie zobaczył.
– Usiądź, bo zaraz zrobisz dziurę w tym dywanie – mruknęła Mary przysiadając na parapecie biorąc do ręki drewnianą ramkę z poruszającym się zdjęciem.
                – Właściwie to kogo to jest pokój? – zatrzymałam się dopiero teraz przyglądając się pomieszczeniu. Zdałam sobie sprawę, że pokój był naprawdę ładnie urządzony. Taki w moim stylu. Wrzosowe ściany idealnie komponowały się z białymi meblami z dodatkiem brązu. Na oknie były zawieszone delikatne śnieżnobiałe firanki. Na prawo od drzwi stało łóżko i szafa, a po drugiej stronie piękne drewniane biurko. Wielkie okno zajmowało całą ścianę naprzeciwko wejścia. Podobało jej się tutaj. Tylko brakowało jej wazonu, w którym postawiła by fioletowo-różowe tulipany.
– Twój – odparła Lily siedząc na biurku i machając nogami. Wmurowało w ziemię. Zamrugałam kilkakrotnie i potrząsnęłam gwałtownie głową.
– Jak to mój? – zapytałam oszołomiona błękitne oczy wbijając w przyjaciółkę.
– Lily uparcie wierzyła w to, że po pewnym czasie wrócisz do naszego świata – odezwała się Mary podkreślając ostatnie dwa słowa. – I jak widzisz miała rację. Teoretycznie jest to pokój gościnny, ale powiedzmy sobie szczerze, że został zrobiony pod ciebie. – szatynka uśmiechnęła się pod nosem.
– Skąd… Co masz na myśli mówiąc do „naszego świata”? – teraz już kompletnie nic nie rozumiałam, bezradna opadłam na łóżko. Przecież  nic im nie powiedziałam, więc skąd mogły wiedzieć? Równie dobrze mogłabym po prostu być w innym państwie i robić coś równie magicznego.
– Dorcas, dobrze wiemy, że chciałaś się wtopić w świat mugoli i normalnie żyć tak jak oni. I wiemy tylko tyle i z chęcią posłuchamy jak ci się żyło – Lily podparła się rękoma na krawędzi biurka i pochyliła w moją stronę czekając, aż zacznę coś mówić jednak ja uparcie siedziała cicho.
– Oh no dobra! Niech wam będzie! – warknęłam oburzona i położyłam się na łóżku biorąc głęboki wdech i wpatrzyłam się w sufit. - Zacznę od początku i proszę nie przerywajcie mi. Ze świstem wypuściłam powietrze i zamknęła oczy.
    –         „Oto narodzi się ta, która pokrzyżuje plany Czarnego Pana,
Urodzona tam, gdzie krew jak łza jest czysta,
Przyjdzie na świat wraz ze wschodem słońca,
gdy szósty miesiąc dobiegnie końca.
Dziewczyna wilę wyglądem przypominająca…„. Dalej nie mam pojęcia co jest, ponieważ coś się stało z tą jasnowidzącą z rodu Trelawney i nie wiadomo czy ktokolwiek zna zakończenie tej przepowiedni.
Z przepowiedni tej wariatki wynika, że osoba, która pokrzyżuje plany Voldemorta, jest kobietą. Wiadomo też, że jest urodzona w domu, gdzie od pokoleń płynie czysta krew. No to mamy kilka takich rodów. U Malfoy`ów nie urodziła się żadna dziewczynka tak samo jak u Lestrange`ów. Można by pomyśleć, że to jedna z sióstr Grenngrass, ale urodziły się w marcu co nie zgadza się z przepowiednią. Idźmy zatem dalej. U Rosierów, mam namyśli Evana i Druellę, urodziły się trzy córki Bellatriks, Narcyza i Andromeda. Z tego co wiem najstarsza z nich, Bellatrix, urodziła się w maju, Dromeda w styczniu, a najmłodsza, Narcyza, we wrześniu. Podobna sytuacja była u Rookwood`ów, Avery`ów i wszystkich innych rodów, których nigdy nie starałam się zapamiętać – w końcu skończyłam swoją wypowiedź. Jak dla mnie był to stek bzdur, jednak rodzice oszaleli na punkcie tej bajeczki.
– A Black`owie? – zapytała zaciekawiona Lily.
– A czy Syriusz ma siostrę?! – warknęłam zła zgrzytając zębami.
                – No nie ma… Kontynuuj – z odpowiedzią pospieszyła Mary.
 – Więc został ród Meadowes`ów, u których dnia pierwszego lipca urodziła się dziewczynka. Jej rodzice znając przepowiednię postanowili zmienić jej imię oraz datę urodzin oczywiście dla jej dobra – skrzywiłam się nieznacznie. – Jednak w Hogwarcie i tak wyszło jej prawdziwe imię, ale zamaskowana została data urodzin.
Z tego co mi wiadomo chyba dwudziestego dziewiątego czerwca urodziła się Gwenog Jones. Była na tym samym roku co my, też w Slytherinie.
– A pamiętam! – Lily klasnęła w dłonie. – To ta dziewczyna z tymi grubymi ciemnymi warkoczami… – uśmiech rudowłosej momentalnie zniknął.
– Dziewczyna wilę wyglądem przypominająca… – powtórzyła jak echo Mary.
– Dorcas… to nie możesz być ty… – wyjąkała ruda nie dowierzając - Ty masz urodziny czternastego kwietnia… – dziewczyna zatkała usta dłonią mrugając raz po raz.
– Wspominałam coś, że rodzice zatuszowali jej datę urodzin? - mruknęłam ironicznie opierając się plecami o zimną ścianę.
– N-nie rozumiem – szepnęła Mary nerwowo gniotąc rąbek swojego sweterka.
– To Dorcas urodziła się pierwszego lipca i to w jej żyłach płynie czysta krew i to ona przypomina z wyglądu wilę! – zawołała rudowłosa zeskakując z biurka.
– Pochlebiasz mi, Lily! – uśmiechnęłam się ironicznie na wzmiankę o wili.

– Dorcas… – zamiauczała Lily ciągnąc mnie za rękę. – Chodźmy na dół. Nie możesz się wiecznie przed nami chować sama to powiedziałaś! Zresztą… Syriusz przecież cię nie zje. – zaśmiała się otwierając drzwi.
– On cię tylko co najwyżej połknie w całości – zawtórowała Lilce Mary pchając mnie, abym ruszyła się z miejsca.
– I ty Brutusie przeciwko mnie!? – zawołałam nie mogąc powstrzymać uśmiechu cisnącego si na usta. Zawsze tak mówiłyśmy do siebie w Hogwarcie. Rozmowa z przyjaciółkami dobrze mi zrobiła. Było jej teraz lżej tak jakby zdjęła jakiś ciężar. Jednak ten największy ciężar właśnie siedział w salonie na dole, a one zmuszały mnie, żebym w tym momencie poszła się z nim zmierzyć. Nie ma mowy. Stałyśmy na szczycie schodów uparcie walcząc i śmiejąc się wniebogłosy.
– Evans, puść moje włosy! – krzyknęłam  wybuchając śmiechem, kiedy ta widząc, że stoję w miejscu podjęła inna taktykę.
– Carter, pomóż mi skopać jej tyłek! – rozkazała Lily chichocząc.
– Zostaw mój tyłek w spokoju! – zawołałam zgięta w pół.
– Raz, dwa, trzy łiii! – roześmiała się i Lily i pchnęła mnie lekko, abym zeszła ze schodów. Czując, że spadam złapałam rudowłosą za nogę ciągnąc ją za sobą, na co ona złapała Mary za rękę tracąc równowagę i takim oto sposobem nasz śmiejąca się trójka sturlała się po schodach.
– Zabije cię, Evans! – wykrztusiłam nie mogąc złapać oddechu jednak nadal śmiałam się jak głupia. Przecież każdy wiedział, że spadanie ze schodów przynosi ubaw po pachy.
– A ja pomogę Meadowes! – Mary pogroziła Lily palcem śmiejąc się razem ze mną.
– A… A ja… – zaczęła ruda, ale urwała zadzierając głowę i patrząc w górę. Nawet nie myśląc zrobiłam to samo.
– Przeszkadzamy wam w czymś? – zapytał Remus uśmiechnięty od ucha do ucha.
– Cześć Luniek – Mary wyszczerzyła ząbki w szerokim uśmiechu, a po chwili nasza trójka wybuchnęła głośnym śmiechem.
– Wariatki… – skwitował James kręcąc głową z delikatnym uśmiechem.
Kiedy już wszyscy usiedli w salonie przy kominku, od którego emanowało przyjemne ciepło i kiedy Lily rozdała wszystkim gorące herbaty zaczęła się rozmowa, w której praktycznie nie brałam udziału. Ze szczerym uśmiechem przysłuchiwałam się przyjaciołom słuchając jak to Lily krzyczy na Jamesa, że nie zmywa po sobie naczyń, albo marudzenia Remusa, który mówił, że Mary ma za dużo ksiąg.
– Dorcas, a ty gdzie mieszkasz? – zapytała luźno Mary patrząc na mnie z uśmiechem.
– Niedawno przeprowadziłam się z Barcelony do Los Angeles - odpowiedziałam obiema dłońmi obejmując gorący kubek. Obiecałam sobie, że im opowiem wszystko o co mnie zapytają. Miała wobec nich jakiś dług no i należały im się wyjaśnienia.
– James! – rudowłosa uderzyła Rogacza piąstką w ramię. – Byliśmy tam, pamiętasz? – zapytała z szerokim uśmiechem. Potter pokiwał tylko głową śmiejąc się.
– Pracuję tam jako modelka – dodałam zagarniając za ucho włosy. Stwierdziłam, że im więcej im powiem tym mi będzie lepiej. W końcu dowiedzą się co tak naprawdę robiłam.
– Mod co? – zapytał zdziwiony James.
– Naprawdę?! Oh, Dorcas, to wspaniale! – pisnęła Lily zupełnie ignorując Pottera, na co roześmiałam się widząc jego skwaszoną minę.
– Modelki pozują do zdjęć, chodząc po wybiegach prezentują ubrania i takie tam – wyjaśniła Mary z pogodnym uśmiechem widząc, że reszta nie wie o co chodzi.
Syriusz obserwował mnie nie spuszczając ani na moment ze mnie wzroku. Patrzył jak się śmieje, jak się wypowiadam żywo gestykulując. Wiedziałam o tym i strasznie mnie to stresowało. Nie chciałam jednak, aby o tym wiedział. Po pierwsze wtedy musiałabym na niego spojrzeć, co prawdopodobnie byłoby samobójstwem. Po drugie… cholera to był Black!
– Jest już trochę późno, więc pora iść spać. Pokoje już wam przygotowałam, a jutro rano zbiórka pojedziemy na pokątną zrobić zakupy - zarządziła rudowłosa z uśmiechem patrząc po wszystkich.
                Podniosłam się z fotela i razem za resztą podążyłam w kierunku schodów. Kiedy byłam w połowie drogi, tak, że już mnie nie było widać, usłyszałam głos. Jego głos.
– Lily, to nie jest dobry pomysł, abym został – mruknął Syriusz, a w jego głosie wyraźnie było słychać wątpliwości i coś jeszcze, czego nie byłam w stanie zidentyfikować.
– Nawet mnie nie denerwuj, zostajesz i nigdzie nie idziesz – rudowłosa chyba nigdy nie była tak stanowcza. Zdziwiło mnie to, bo prawdopodobnie w końcu na siebie wpadniemy i wybuchnie kłótnia. Nikt nie chciałby tego słuchać. Kiedy usłyszałam kroki czym prędzej pomknęłam na górę nie chcąc dać się złapać na podsłuchiwaniu. Okropnie to zabrzmiało. Zupełnie jakbym była jakimś szpiegiem. Nie dane mi było długo przebywać w samotności, gdyż dosłownie po kilku minutach usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Ruda, na pewno.
- Proszę
– Dorcas, wiem, że masz tydzień wolnego… – zaczęła ruda i usiadła na łóżku patrząc na mnie uważnie.
                – Rada na przyszłość „nigdy nie powierzaj sekretów babci Grace“ - zaśmiałam się pod nosem odwracając się, aby móc spojrzeć na przyjaciółkę. Jej ukochana babunia była straszną plotkarą. Więc nic dziwnego, że doniosła o wszystkim Lily chcąc doprowadzić do tego bym została już na zawsze.
                – Więc możesz się wypakować, bo wiedz, że przez ten czas cię nie wypuszczę – dodała Lily z szerokim uśmiechem.
– Dobra, dobra, a teraz zmykaj, bo jestem zmęczona -  i jakby na potwierdzenie tych słów ziewnęłam zasłaniając usta wierzchem dłoni. Rudowłosa teatralnie wywracając oczami podniosła się i wyszła z pokoju zamykając za sobą drzwi. Zmęczona tym wszystkim na moment przyłożyłam głowę do poduszki, ale momentalnie oddałam się w objęcia Morfeusza.

                Powoli nadchodził świt. Promyki jesiennego słońca starały się za wszelką cenę dotrzeć do ziemi. Wiewiórki wesoło hasały po drzewach szukając orzechów i żołędzi. Cisza, która panowała, co jakiś czas była przerywana śpiewem ptaków lub szumem spadających liści. Leniwie otworzyłam jedno oko, aby spojrzeć która godzina. Byłam przyzwyczajona do wczesnego wstawania, więc wcale nie zdziwiło mnie to, że jest dopiero szósta. W Barcelonie wiecznie miałam nawał pracy, więc aby zrealizować cały plan dnia musiałam wstać bardzo wcześnie. Przecierając piąstkami oczy usiadłam na łóżku ziewając. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że zasnęłam w ubraniach. Mrużąc oczy rozejrzałam się za swoją walizką. Kiedy już ją dostrzegłam przyciągnęłam ją do siebie i zaczęłam szukać kosmetyczki i ubrań, które mogłabym na siebie włożyć.
Wyszłam na korytarz i przystanęłam zastanawiając się gdzie jest łazienka. Wszystkie drzwi były białe i drewniane, czyli każde były identyczne. Niepewnym krokiem podeszłam do drzwi, które stały na końcu korytarza. Lekko je uchyliłam i wsadziła głowę do środka, ale kiedy zobaczyłam, że jest to pokój Lily i Jamesa pośpiesznie je zamknęłam nie chcąc ich budzić. Powoli otworzyłam następne drzwi, ale tym razem natrafiłam na Remusa i Mary. Z kwaśną miną oparłam się o wejście do swojego pokoju wpatrując się w dwie pary drzwi, które były naprzeciwko mnie. Mam dwie opcje albo wejdę do łazienki, albo… Do Syriusza. Ta myśl wcale mnie nie pocieszyła, ani w żaden sposób nie pomogła. W końcu wybrałam te, które były na skos od mojego pokoju. Położyłam dłoń na klamce i zawahała się przygryzając dolną wargę.
Nagle drzwi z pomieszczenia obok zaskrzypiały i otworzyły się na oścież, a w progu stanął nikt inny jak sam Syriusz Black. Zaspany i rozczochrany wyglądał jeszcze przystojniej niż zazwyczaj. Gdy tylko o tym pomyślałam, zganiłam w myślach samą siebie.
                 – Cześć – powiedziałam i jak huragan wparowałam do łazienki nie musząc dłużej z nim obcować.
                Oparłam się plecami o drzwi i zjechałam po nich siadając na podłodze. Jeżeli dalej będziemy się tak zachowywać to ja nie wytrzymam psychicznie. Zrzuciłam ubrania i weszłam do kabiny prysznicowej. Odkręciłam kurki mając nadzieję, że zimny prysznic dobrze mi zrobi.
                Dzięki Bogu, kiedy chciałam zejść na dół, mój żołądek wołał z rozpaczy, natrafiłam na Mary, która także udawała się na śniadanie. Było to dla mnie bardzo korzystne. Bo nawet jeżeli będzie tam Black to nie będziemy sam na sam. I tak jak się domyślałam, siedział już przy stole pijąc kawę.
                 – Dzień dobry – zawołała wesoło Mary zajmując miejsce obok Łapy. - Jak się spało? – zapytała wkładając grzanki do tostera, które zaledwie po pięciu sekundach wyskoczyły i wylądowały na pustym talerzu.
                – Raczej nie spałem – odpowiedział, a ja czułam na plecach palące spojrzenie. No bo kto inny mógłby go tak wyprowadzić z równowagi, że nie mógł spać. Stwierdziłam, że nie będę się odzywać i dalej smarowałam grzanki dżemem. Niezręczna ciszę przerwała Lily, która oburzona weszła do kuchni jeszcze w piżamie.
                – Liluś, nie gniewaj się! – zawołał Rogacz zbiegając ze schodów. Rudowłosa wielce obrażona usiadła na krześle rękoma założonymi na piersiach i dumnie podniesioną głową. Wymieniłam z Mary rozbawione spojrzenia, a Syriusz zaczął się cicho śmiać.
                – Co się stało? – zapytałam próbując zachować powagę, ale średnio mi to wychodziło.
                 – Czy ja wyglądam jak ruda wiedźma? – Lily spojrzała po zebranych nie zmieniając swojej pozy.
                – Em… No wiesz… – zaczęła Mary, a ja z Syriuszem jakby na zawołanie zaczęliśmy wcinać grzanki, aby uchylić się od odpowiedzi. Tak to w tym wypadku był najlepszy pomysł, bo w tym momencie każde słowo mogło być wykorzystane przeciwko mnie.
                – Ugh… – Ruda zazgrzytała zębami i ruszyła do drzwi. – O dziewiątej zbiórka w salonie, a niech się tylko ktoś nie pojawi to skopie mu tyłek! – burknęła i głośno tupiąc weszła po schodach na górę.
                – Uuu… Stary nie zaspokajasz jej – odezwał się Syriusz z złośliwym uśmieszkiem patrząc na Jamesa.
                 – Syriusz! – zawołałam na wpół rozbawiona na wpół zirytowana. Ups. Moja zasada nie odzywania się, nie patrzenia się na niego, legła w gruzach. I sama do tego doprowadziłam. O mamo. Łapa powoli odwrócił głowę w moim kierunku. Po raz pierwszy odkąd tutaj przyjechałam wypowiedziałam jego imię na głos. James wybiegł z kuchni wołając Lily, a Mary zmyła się mówiąc coś o tym, że musi obudzić Remusa. Czemu oni zostawiają mnie samą w najgorszych momentach? Miałam ochotę wybiec za nimi. Zostaliśmy zupełnie sami. Bałam się spojrzeć w te stalowo-szare hipnotyzujące oczy, na których widok miękły mi nogi.
                – Dorcas, porozmawiajmy jak dorośli ludzie… – rzekł Syriusz nie spuszczając ze mnie wzroku. Jego głos nie wyrażał żadnych emocji. Widocznie chciał to wytłumaczyć. Powiedzieć, że i tak nigdy ze sobą nie będziemy, że to moja wina i, że mnie już nie kocha.
                – O czym? O tym co było i już nie wróci? – zapytałam oschle podnosząc głowę i wyzywająco patrząc mu w oczy. I to wybiło mnie z równowagi. W te oczy mogłabym się wpatrywać godzinami. Na własne życzenie dałam się złapać w pułapkę.
                – Dlaczego uważasz, że nie może być tak jak kiedyś? – Łapa uparcie drążył temat. O co mu chodzi? Chce mnie podpuścić, żebym powiedziała jak bardzo za nim tęsknię i jak bardzo go kocham, a on jakby nigdy nic by mnie wyśmiał. To Black, cholera jasna, on zawsze tak robi.
                – Ludzie się zmieniają. Ja się zmieniłam, ty… – spojrzeniem uciekłam gdzieś w bok nie mogąc tego wytrzymać. Nadal zastanawiało mnie, dlaczego o to pyta, skoro go tak potwornie zraniłam.
                – Dorcas…
                – Przepraszam, przypomniało mi się, że jeszcze się nie rozpakowałam - mruknęłam wymijając go i kierując się w stronę swojego pokoju. Stchórzyłam, chciałam jak najszybciej od niego uciec. Nie chciałam słuchać tego jaka jestem okropna, a jaki to on jest teraz szczęśliwy. W ogóle nie miałam ochoty na niego patrzeć, a co dopiero z nim rozmawiać. I to na takie tematy!
                – Zaczekaj! – Syriusz nie wiadomo kiedy wstał i złapał mnie za nadgarstek. Momentalnie znieruchomiała. Moje ciało przebiegł dreszcz i modliłam się w duchu, aby tego nie poczuł. Zagryzając zęby spuściłam głowę i zacisnęłam oczy, aby niechciane łzy nie spłynęły po policzkach. Idź sobie Black, do cholery, idź sobie! Krzyczałam na niego, bo sama wiedziałam, że się stąd nie ruszę.
                – Zostaw mnie… – szepnęłam cicho, ale słyszalnie. Łapa zrobił to o co prosiłam. Z pękającym sercem zabrałam swoją dłoń i czym prędzej pobiegłam do pokoju zamykając za sobą drzwi na klucz. Wzięłam głęboki wdech i policzyłam do dziesięciu, chcąc opanować targające mną emocje. Czy teraz już tak zawsze będzie? Nie. Muszę jak najszybciej zamknąć wszystkie sprawy i wrócić do Los Angeles. Jakoś wytrzymam ten tydzień, a potem o nim zapomnę.

6 komentarzy:

  1. Pierwszy raz spotykam się z takim ff Potterowskim. Ogólny pomysł na to, co się działo z życiem Dorcas, Syriusza(...) po skończeniu Hogwartu, jeszcze przed czasami młodego Pottera.
    Ciekawi mnie ta cała historia Dorcas, która stała się bardzo mugolską Gabrielle. Żadnych błędów nie wyłapałam, bardzo się przyjemnie czyta Twoje opowiadania. Dołączam się do obserwujących, więc nie musisz mnie nigdzie informować o nowych rozdziałach, i co tu więcej napisać ;)
    Czekam na następny rozdział i pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Przyjemnie się czyta, bardzo mi się podoba. Polubiłam to opowiadanie.

    Serdecznie zapraszam do siebie na stworzenibyzycrazem.blogspot.com oraz zycie-too-gra.blogspot.com

    Pozdrawiam i życzę weny,
    Marna

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki za komentarz u mnie ^^. Zobaczyłam w twoim profilu, że też masz bloga potterowskiego, więc postanowiłam przeczytać. Choć trochę przeszkadzał mi fakt, że wszystkie posty są na jednej stronie (wystarczyłby tylko jeden rozdział na stronie głównej, reszta w jakimś spisie treści albo coś, byłoby dużo, dużo przejrzyściej). Troszkę brakuje mi jakiegoś opisu opowiadania, bo czytając początek, nie bardzo ogarniałam, co to będzie za historia.
    No, ale do rzeczy. Widzę, że piszesz alternatywną historię Dorcas, już po skończeniu Hogwartu (cieszy mnie to, lubię opowiadania o dorosłych czarodziejach), i czy ja dobrze widzę, czy ona wyjechała do LA? Do Ameryki? Kurczę, już ją za to uwielbiam, mam fioła na punkcie tego kraju, a bardzo go mało w ff HP. Choć troszkę mi zgrzyta ta modelka, to jednak skoro Dorcas udawała mugolkę...
    W ogóle też momentami nie do końca wiedziałam, dlaczego wyjechała i czemu się ukrywała, bo dopiero później wspomniałaś o tej przepowiedni, i widzę, że tutaj naruszyłaś kanon, bo w książce była przepowiednia o Harrym, no ale kit. Potem Dorcas wróciła do kraju i do dawnych przyjaciół, którzy zapewne się zdążyli stęsknić. Wgl który to rok? Lily i James już mieszkają razem, więc może okolice 1980? Tak przynajmniej myślę.
    Najbardziej mi się podobały te dłuższe fragmenty opisowe, w tym rozdziale było już więcej dialogów, a ja zdecydowanie preferuję opisy. No, ale wcale nie idzie ci źle ta pierwszoosobówka, opowiadanie zapowiada się całkiem ciekawie i na pewno jest oryginalne. Ciekawa jestem, jak potoczy się dalej, i mam taką malutką radę na przyszłość, abyś postarała się lepiej wszystko wyjaśniać w tekście, bo jednak w tym względzie są drobne niedociągnięcia, i nie zawsze wiadomo, dlaczego coś się wydarzyło.
    Mam nadzieję, że mi wybaczysz tę drobną krytykę, ogólnie wrażenia miałam całkiem dobre ;).

    OdpowiedzUsuń
  4. Konstruktywną krytykę zawsze przyjmuję z otwartymi ramionami :) Opis opowiadania? Hm... Będę musiała nad czymś takim pomyśleć i dodać do bloga. Co do kanonu, nie jestem raczej osobą, która się go sztywno trzyma, choć wiadomo postać Dorcas wytrzasnęłam ją właśnie stąd.
    Nad opisami staram się cały czas pracować. Znowu teraz zaczęłam dużo czytać, przez co przypominam sobie słowa, o których zapomniałam (przez bardzo długi czas czytałam niewiele). Wyjaśnić wszystko postaram się, jednak pierwsze siedem rozdziałów jest już napisane, tylko lekko zmodyfikowane, ponieważ już kiedyś opublikowane były na onecie, a dokładniej w 2010 roku bodajże. Bardzo mnie cieszy to, że zajrzałaś do mnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, widzę, że już dodałaś opis ^^. To bardzo przydatna zakładka, na pewno wiele wyjaśnia, ja zawsze przed przeczytaniem opowiadania lubię zapoznać się z opisem. Ja też się nie trzymam kanonu jakoś sztywno (w końcu poniekąd naruszam go, wprowadzając postać Evelyn przeniesionej z innej szkoły, a w Nowojorskim Akcencie to już dość mocno odbiegam od kanonu w kwestii kreacji świata magii), tylko po prostu bardzo nie lubię np. paringów typu Drarry itp., albo robienia z Hogwartu zdeprawowanego miejsca, gdzie uczniowie ciągle imprezują itd.
      2010 rok? Wow, to dawno to zaczęłaś ^^. Ja swoje pierwsze opowiadanie zaczęłam pisać w roku... 2012. Ale je porzuciłam, i potem, w czerwcu, zaczęłam pisać NM. Ale w sumie wiem, jak to jest mieć słomiany zapał. Czasem przychodzą ciekawe pomysły, ale po paru rozdziałach wena się kończy :/.

      Usuń
  5. Tak usiadłam wczoraj na chwilę i dokładnie parę minut zajęło mi napisanie go. Ja z kolei nienawidzę Dramione, Draco+Ginny, czy też Harry i Hermiona. Jak dokładnie sprawdziłam opowiadanie opublikowałam w listopadzie 2009 roku, czyli bardzo dawno. Teraz staram się jakoś całość doprowadzić do ładu i składu :)

    OdpowiedzUsuń