niedziela, 24 marca 2013

Rozdział piąty: Ślizgonka wśród Gryfonów


Od kilku minut wpatrywałam się w płatki śniegu, który padał od samego rana. Jasne włosy opadały na poduszkę, kiedy podpierałam się na łokciu. Z zamyślenia wyrwało mnie stukanie w szybę. Czym prędzej wyskoczyłam z łóżka wpuszczając sowę do środka, a kiedy poczułam na swoim ciele przeraźliwy chłód czym prędzej zamknęłam okno. Szary ptak wylądował na biurku,  narzucając na siebie szlafrok odsunęłam krzesło z niecierpliwością odwiązując list. Doskonale wiedziałam, od kogo on jest, ponieważ przez cały poprzedni tydzień Marcus nie dawał o sobie zapomnieć. Jakoś specjalnie mi  to nie przeszkadzało. Ba! Nawet się cieszyłam. Ale dobry humor prysł, kiedy przypomniała, sobie, że jutro rano muszę stawić się w Los Angeles w biurze Bena. Otworzyłam list, a z każdą linijką coraz bardziej marszcząc czoło.
Jak się spało, piękna? Lilyanne wspominała niedawno, że wyjeżdżasz…Mam nadzieję, że to nie jest prawdą. Może dałabyś się namówić dzisiaj na spacer?
Twój Marcus
Odłożyłam powoli list na biurku zamyślając się. Wzięłam ubrania i podążyłam w stronę łazienki.
 – Lily woła cię na śniadanie – powiedział James z szerokim uśmiechem, kiedy już ubrana szłam w kierunku swojego pokoju.
– Gdzie się tak śpieszysz? – zapytałam zmieniając zdanie i podążając ku kuchni.
– Łapa na mnie czeka, a mamy stawić się w Ministerstwie Magii - odpowiedział Potter zbiegając po schodach, a ja zaraz tuż za nim.
 – W Ministerstwie Magii? – zapytałam zdziwiona, próbując pominąć fakt, że w domu jest gdzieś Syriusz.
– W siedzibie Ligii Quiditcha – rozległ się głos za mną. Doskonale znałam ten cholernie seksowny ton, ale nie miałam ochoty widzieć twarzy jego właściciela.
– Cześć, Syriuszu – odwróciłam się zmuszając do przyjaznego uśmiechu. Trzeba było przyznać, że jak na razie szło mi to naprawdę dobrze. Mur, który wokół siebie wybudowałam był w bardzo dobrym stanie, zupełnie nienaruszony.
– Ty już na nogach? – zapytał Łapa, zapewne nie zdając sobie sprawy z tego, że powoduje chaos w mojej głowie.
 – Muszę się jeszcze spakować, a umówiłam się już z Marcusem i nie wypada nie dotrzymać obietnicy – uśmiechnęłam się słodko czując, że moja pewność siebie wraca na swoje miejsce. Jeżeli nawet udało mi się wyprowadzić Syriusza z równowagi, to nie dał tego po sobie poznać.
– Jedziesz gdzieś? – zapytał Black starając się ukryć zaciekawienie i jakby rozżalenie.
– Wracam do Los Angeles  – mruknęłam wymijająco wyklinając w myślach Jamesa i Lily za to, że zostawili mnie tutaj samą z tym idiotą. Zawsze mieli takie wspaniałe wyczucie czasu. Zapanowała niezręczna cisza. Patrzyłam za okno obserwując jak sypie śnieg, zaś Syriusz z uporem maniaka wpatrywał się w moją twarz, a ja taktownie udawałam, że tego nie widzę.
– Pójdę…
– Muszę już iść…
Odezwali się w tym samym momencie. Zła na siebie spuściłam głowę i przygryzając dolną wargę, czym prędzej ominęłam Łapę wbiegając po schodach.

Dzień chylił się już ku zachodowi. Mimo że dochodziła dopiero szesnasta na zewnątrz było już ciemno. Lekkie płatki śniegu wirowały w powietrzu wolno opadając na ziemię. Razem z Marcusem szliśmy ścieżką, a śnieg trzeszczał pod naszymi stopami.
 – Dziękuję… za ten spacer –uśmiechnęła patrząc na chłopaka. Był naprawdę bardzo sympatyczny. Czuły, troskliwy.
– Z tobą mógłbym tak chodzić całymi godzinami – Marcus posłał mi rozbrajający uśmiech wpatrując się w moje oczy. Złapał mnie za dłonie i przyciągnął do siebie przytulając. Uwielbiam się przytulać, a już szczególnie do dobrze zbudowanych mężczyzn. Dawali wtedy takie poczucie bezpieczeństwa. Uwielbiałam to. Marcus zatrzymał wzrok na moich ustaw, a po chwili złożył na nich delikatny pocałunek. Mimowolnie uśmiechnęłam się, co on od razu wyczuł.
- Czy jest taki moment, w którym ty się nie uśmiechasz lub nie śmiejesz? – chciał zrobić poważną minę lecz mu nie wyszło. Oj zdziwiłbyś się…
- Bardzo rzadko się to zdarza – odpowiedziałam z uśmiechem lekko muskając jego usta, a on zaśmiawszy się okręcił mnie wokół własnej osi. Zatrzymując mnie plecami do siebie, przytulił mnie splatając dłonie na wysokości mojego brzucha. Kątem oka zauważyłam jak firanka w salonie Potterów poruszyła się i ktoś odszedł od okna.
Cała w skowronkach weszłam do domu chcąc jak najszybciej odnaleźć Rudą. Czułam się jak nastolatka, która chce opowiedzieć przyjaciółce o swoim pierwszym pocałunku. Jak burza wpadłam do salonu czując jak moje policzki robią się czerwone przez panujące wewnątrz ciepło.
– Lily, muszę ci coś… – urwałam i stanęłam zszokowana, kiedy zobaczyłam kto jest w salonie Potterów. – Profesor McGonagall? Profesor Dumbledore?
– Witaj, Dorcas – powiedział spokojnie Albus. Potrząsnęłam głową chcąc pozbierać rozbiegane myśli. To chyba jakaś pomyłka. No bo co by robiło dwóch nauczycieli w domu Potterów?
– Nic nie rozumiem – spojrzałam po zebranych, a kiedy mój wzrok skrzyżował się z wzrokiem Syriusza, poczułam nieprzyjemny dreszcz. Patrzył na mnie chłodno i jakby z odrazą, ale o co mu chodziło nie miałam pojęcia. Pewnie znowu wrócił mu humor na „nienawidzę cię, Meadowes”.
– Nie możesz wrócić do świata mugoli jako Gabrielle de Rivera - zaczął Dumbledore spokojnie. Doznałam jeszcze większego szoku jeżeli było to możliwe. Skąd on mógł to wiedzieć? Czyżby czytał hiszpańskie magazyny o modzie? Tego, aż się nie da wyobrazić. Dumbledore siedzi sobie wygodnie w fotelu i czyta mugolską gazetkę dla bab. Poczułam na sobie ciekawe i rozżalone spojrzenia przyjaciół.
– Gabrielle de Rivera? – szepnęła zdenerwowana Lily, stając tuż obok mnie.
– Dorcas, czemu nam nie powiedziałaś? – zapytała z wyrzutem Mary. Jak to nie powiedziałam? Przecież wspomniałam o tym w przepowiedni. Fakt nie powiedziałam dokładnego imienia i nazwiska, żeby im nie ułatwić znalezienia mnie.
– Czyżby nowa ksywka, Meadowes? – Syriusz uśmiechnął się ironicznie. Nie zdążyłam nic odpowiedzieć dziewczynom, kiedy ten się już wciął.
Nagle poczułam się tutaj zupełnie obco. Przyjazne twarze przyjaciół patrzyły teraz na mnie z rozżaleniem, smutkiem, a niektórych z ironią. Miałam wrażenie, że zupełnie tutaj nie pasuję. Właściwie po co wracałam? Tak dobrze ułożyli sobie życie bez mnie.
– Dorcas, naprawdę nie możesz tam wrócić. Poplecznicy Voldemorta są wszędzie. To zbyt duże ryzyko, dla nas czarodziei – odezwała się Minevra patrząc na mnie z troską.
– Szukają cię – rzekł Dumbledore splatając dłonie za plecami. - Śmierciożercy, tak się nazwali. Nie mam pojęcia jak to się stało, ale przepowiednia dotarła także do ich uszu.
– Jaka przepowiednia? – James zszokowany spojrzał na Dorcas nie wiedząc o co chodzi. Nie odpowiedziałam. Spuściłam tylko głowę wpatrując się w swoje stopy. Każde wypowiadane przez nich słowo powodowało jeszcze większy mętlik w mojej głowie.
– Cas, o jaką przepowiednię chodzi? – zapytał Lunatyk przyglądając mi się uważnie, ale widząc, że nie doczeka się żadnej odpowiedzi spojrzał na Dumbledora, a potem na Minevrę.
– Sądzę, że jeżeli Dorcas będzie chciała to wam opowie – Albus spojrzał po zebranych z lekkim uśmiechem. – Lily, James mam nadzieję, że Dorcas nie sprawi wam problemu i za nic w świecie nie pozwólcie, aby wróciła do Los Angeles. Jesteście w ogromnym niebezpieczeństwie, szczególnie ty – tu staruszek spojrzał ponownie na mnie. Po czym wyszedł z domu i teleportował się z cichym trzaskiem.
– Dobranoc – Minevra pożegnała się i zniknęła w szmaragdowozielonych płomieniach.
Wszyscy jak na komendę wrócili na mnie wzrok. Czułam się zupełnie bezradnie. Czułam się jak Ślizgonka wśród Gryfonów. Otoczona ludźmi, którzy patrzą na mnie z pretensjami, żalem, rozczarowaniem i… odrazą.
– Dlaczego nic nie powiedziałaś?
– Kto jak kto, ale my zasługujemy na wyjaśnienia…
– Nic nie powiedzieć przyjaciołom…
– Dorcas, jak mogłaś tak przez tyle lat?
– Gabrielle… Ciekawe kiedy byś nam o tym powiedziała…
Pytanie, skargi i smutki wypływały z ust moich przyjaciół potokami. Stanęli w kółku uniemożliwiając tym samym mi drogę ucieczki. Co się z nimi stało? Tego nawet oni sami nie wiedzieli. Czuli się zawiedzeni i oszukani. Widziałam to w ich oczach.
– Stop! – krzyknęłam czując pod powiekami gromadzące się łzy. - Czego wy ode mnie chcecie?! – zawołałam dając upust swoim emocjom.
– Dorcas… – zaczął Remus
– Nie – szepnęłam i przepychając się między przyjaciółmi, biegiem skierowałam się ku schodom.
– I co, Meadowes? To nie Hogwart. Tutaj nie oczarujesz nikogo swoim wyglądem – zawołał za nią Łapa powoli idąc w stronę blondynki.
– Syriusz! – fuknęła Mary, która chyba jako jedyna zaakceptowała wybór jakiego dokonała kiedyś.
– Co ciebie to obchodzi, Black!? – wrzasnęłam wściekła ze swojego pokoju. Dopadłam do szafy i pośpiesznie otworzyłam ją i rzuciłam torbę na podłogę. Zgarnęłam ubrania i zaczęłam byle jak je w niej upychać. Pośpiesznie zabrałam swoje rzeczy porozstawiane po pokoju czując jak łzy spływają mi po policzkach.
Kiedy wyszłam na korytarz zacisnęłam zęby z ogarniającej złości i jednocześnie bezsilności. Musiałam jak najszybciej stąd wyjść i w spokoju zastanowić się co dalej zrobić.
– I znowu uciekasz, Meadowes. To opanowałaś do perfekcji. Zjawić się nagle być w centrum uwagi, narobić trochę szumu i uciec – powiedział Syriusz ze złośliwym uśmieszkiem zagradzając mi przejście. Naigrywał się ze mnie. Wyrzucał wszystkie swoje żale, bo w końcu trafiła się mu okazja.
– Odsuń się – warknęłam patrząc na niego szklistymi oczami. Już mnie nie obchodziło, że widzi jak płaczę. Mój mur zaczął się rozpadać.
– Bo co mi zrobisz? Rzucisz we mnie zaklęciem? – zapytał ironicznie. – Nie jesteś taka. Jesteś zbyt słaba – dodał ciszej jakby czerpiąc z tego radość, że się nade mną pastwi.
– Skąd wiesz jaka jestem? Nie znasz mnie – syknęłam. Nie obchodziło mnie już to, że łzy ciurkiem lecą z mi oczu. Wyciągnęłam różdżkę.
– Drętwota!
– Protego! – Syriusz wyczarował przed sobą tarczę, ale odrzuciło go na kilka kroków tym samym umożliwiając mi ucieczkę. Wykorzystując to zbiegłam po schodach i ledwo widząc gdzie podążam dopadłam do drzwi wyjściowych.
    – Cas! – zawołała Mary i wszyscy rzucili się w pogoń za mną. Nic nie odpowiedziałam. Nawet się nie opdwróciłam, wiedziałam, ze biegną za mną. Rozległo się ciche pyknięcie i teleportowałam się w zupełnie inne miejsce.
*
Święta zbliżały się wielkimi krokami. Niektóre domy były już udekorowane kolorowymi lampkami. Śnieg prószył dodając temu wszystkiemu jakiejś magii. Na targu było zielono od różnych rozmiarów choinek. W kuchniach była jedna wielka krzątanina i walka z czasem, aby zdążyć przygotować potrawy.
Na środku placyku na ulicy Pokątnej stał chórek, który śpiewał kolędy. Ludzie przechodząc obok nich uśmiechali się i wrzucali do pudełka drobne. Co jakiś czas nad sklepami przelatywał zaczarowany mikołaj z saniami i reniferami, których dzwonki na szyjach dźwięczały cicho.
Trzech mężczyzn szło ulicą marszcząc nosy nad zapisanymi pergaminami.
– Po co Lily smocza wątroba? – zapytał Rogacz nagle się zatrzymując.
– Nie mam pojęcia, ale musimy zrobić duże zakupy – mruknął Syriusz.
– Zrobimy tak… – Lupin stanął obok przyjaciół uważnie przyglądając się liście zakupów. – James pójdzie do apteki i papierniczego, ale uważaj jaki atrament kupujesz.
– Tak jest, panie Lunatyku! – zasalutował Potter z szerokim uśmiechem.
– Syriuszu, ty odbierzesz coś od Madame Malkin. Sam nie mam pojęcia co to jest, ale Mary z Lily mówiły, że krawcowa będzie wiedziała o co chodzi.
– Oczywiście! – zawołał Black dołączając do Jamesa.
– A ja wybiorę się do Esów i Floresów. Mamy półtorej godziny i w tym czasie możecie kupić prezenty, bo wiem, że tego nie zrobiliście - powiedział Remus, a Rogacz i Łapa wyszczerzyli zęby.

Lilyanne stała w kuchni machając różdżką. Noże same kroiły warzywa, łyżka sama mieszała zupę, ziemniaki same się obierały. Mary siedziała przy stole zawalonym prezentami, kolorowymi wstążkami i świątecznymi papierami.
– Lily… – głos Carter oderwał rudowłosą od jej zajęcia. Dziewczyna odwróciła się patrząc na przyjaciółkę.
– Tak? – zapytała patrząc na popakowane prezenty. Szatynka trzymała w dłoni małe pudełeczko.
– Myślisz, że nic jej się nie stało? – Mary otworzyła prezent dla Dorcas patrząc na kolczyki, których malutkie kryształki błyszczały odbijając światło.
– Dobrze wiesz, że jak ona się uprze i nie chce, abyśmy ją znaleźli to jej nie znajdziemy – westchnęła Evans obejmując ramieniem przyjaciółkę. – Szukaliśmy wszędzie, pytaliśmy babci Grace i nic… Cas to twarda sztuka nic jej się nie stanie nie martw się na zapas.

U Madame Malkin panował istny chaos. Ludzie kręcili się, a dzwonek nad drzwiami nieustannie dzwonił. Ludzie jak zwykle na ostatnią chwilę przypominali sobie o tym, że musza odebrać paczki lub ich strój wymaga jakiś poprawek.
- Słoneczko, przyniesiesz tę paczkę w białym papierze co leży na zapleczu? – zawołała Madame Malkin w biegu.
– Za moment! – odkrzyknęłam przez ramię i wróciłam do rozmowy z klientką.
– Jest pani cudowna! Taką sobie wymarzyłam! – zawołała kobieta z promiennym uśmiechem.
– Niech pani nie przesadza – zaśmiała się jak wiele frajdy może sprawić komuś zwykła sukienka. – Uszyła to Madame Malkin, ja tylko wtrąciłam, jak zwykle, swoje zdanie. Przepraszam bardzo, ale praca czeka – posłałam jej przepraszający uśmiech i ruszyłam na zaplecze.
- Dorcas, widzę, że bardzo zdolna z ciebie czarownica – powiedziała kuzynka Madame Malkin, a ja poczułam jak zrobiło mi się ciepło. Zawsze tak reagowałam na komplementy. Odwrociłam się do niej przodem, ale nie chcąc się zatrzymywać dalej szłam, jednak teraz tyłem.
- Ja tylko wykorzystuję to czego się nauczyłam, takie drobne rzeczy – mrugnęłam do niej unosząc kąciki ust do góry. – Proszę – powiedziałam, automatycznie odwracając się i patrząc na klienta z uśmiechem. Kiedy tylko zobaczyłam kto czeka na zamówienie, mina od razu mi zrzedła, a pakunek wypadł z rąk, na szczęście na ladę. Wmurowało mnie. Czułam się jak ryba wyjęta z wody. Co chwila zamykałam i otwierałam usta nie widząc co powiedzieć.
– Dorcas… – przede mną stał nie kto inny jak Syriusz Black we własnej osobie. Pocieszające było to, że był w takim samym szoku jak ja.
– Zabieraj to Black i idź zanim wkurzę się na dobre – warknęłam zaciskając dłonie na krawędzi blatu. Miałam ochotę wydrapać temu draniowi oczy. Byłam tak wściekła, że ledwo nad sobą panowałam. Jak widać trzeźwość umysłu wróciła mi bardzo szybko.
– Przepraszam… – mruknął Łapa spuszczając głowę. Teraz mu się zebrało na żale? Dobre sobie!
– Idź już sobie – warknęłam patrząc w całkiem inną stronę.
– Nie pójdę stąd bez ciebie… Lily z Mary włosy sobie z głowy wyrywają. Nie, jak cię teraz znalazłem.
– Nie zawracaj mi głowy. Nie widzisz, że jestem w pracy? – syknęłam posyłając mu piorunujące spojrzenie. Jak tak dalej pójdzie to narobi mi kłopotów, bo wiedziałam, że nie uchowam w sobie zbyt długo emocji
– Do której pracujesz?
– Do późna.
– To ja poczekam – Syriusz uśmiechnął się złośliwie.
– Nie! – krzyknęłam, a paru ludzi spojrzało na nas z dziwnymi uśmiechami. Momentalnie posłałam im uśmiechy, jednak kiedy spojrzałam na Blacka zapewne wyglądałam, jakbym miała go zaraz potraktować jakimś niewybaczalnym.
Jeżeli Syriusz Black postanowi, że coś zrobi, to tak właśnie się stanie. Na nic się zdały też moje prośby kierowane do Madame Malkin, aby wyprosiła tego zarozumiałego osła. Kobieta stwierdziła, że jest taki uprzejmy i słodki, więc lepiej będzie jak zostanie. Skończyło się na tym, że Black obserwował mnie przez cały dzień, uśmiechając się w bardzo irytujący sposób. Najgorsze było to, że musiałam robić dobrą minę do złej gry, co jeszcze bardziej bawiło tego dupka. Koniec świata nastąpił, wtedy, gdy Madame Malkin oznajmiła Syriuszowi, że może mnie zabrać wcześniej, bo i tak sama sobie poradzi.
- Meadowes, zbieraj się, skończyłaś już pracę – Syriusz wstał z miejsce i zaplótł ręce na klatce piersiowej. Spojrzałam na niego groźnie. Nie mam zamiaru nigdzie z nim iść. Tym bardziej tam, gdzie ostatnio tak na mnie naskoczono.
- Zapomnij – warknęłam w jego kierunku schylając się pod ladę, aby znaleźć swoją torebkę, a było to trudne, ponieważ można tam było znaleźć dosłownie wszystko od miarek krawieckich poprzez kartki i kredki, a kończąc na cukierkach. Chwyciłam zgubę i wyprostowałam nogi. O mało co nie krzyknęłam. Tuż przed moimi oczami znajdowała się twarz Blacka. Nim zdążyłam się otrząsnąć z szoku ten już stał za ladą i przerzucił mnie przez ramię nie zwracając zupełnie uwagi na moje krzyki protestu.
- Do widzenia, proszę pani, za bardzo mile spędzony dzień! – zawołał Syriusz pogodnie, a kiedy kobieta odpowiedziała mu śmiechem, wyszedł przed sklep i deportował się, a mi świat zawirował przed oczami.
- Ty okropny i zakochany w sobie kundlu! – wrzasnęłam czując jak śnieg pada na moje gołe ręce. Przez tez kretyna nawet nie zdążyłam zabrać płaszcza, ani chociażby bluza. Ubrana byłam jedynie w koszulkę z krótkim rękawem i dżinsy. Mężczyzna jednak nic sobie z tego nie robił i ruszył w kierunku drzwi. Rozłoszczona jeszcze bardziej zaczęłam okładać jego plecy pięściami. Poczułam ulgę jak znalazłam się w ciepłym pomieszczeniu. Te uczucie szybko wyparowało kiedy zobaczyłam, że znajdujemy się w domu Potterów.
- BLACK, TY IDIOTO! PUŚĆ MNIE NATYCHMIAST! – mój krzyk potoczył się po całym domu, a ja będąc coraz bardziej zła, coraz mocniej i szybciej starałam się uderzać Syriusza. – Przysięgam, że Cię zabiję – syknęłam wściekle, starając się opanować. – Puścisz mnie? – zapytałam najmilszym tonem na jaki w tym momencie było mnie stać
- Nie – odpowiedział chamsko poprawiając mnie sobie na ramieniu. A mnie ogarnęła furia. Gdybym mogła to bym pewnie zionęła ogniem, wzrokiem wypaliła dziurę w ścianie.
- BLACK, ŁAPY PRECZ OD MOJEGO TYŁKA! -  wydarłam się, kiedy poczułam, jak Syriusz jak nigdy nic ułożył swoje dłonie na moich pośladkach. Nagle w przedpokoju zebrała się całą gromadka. Przez ich twarze przewijało się zdziwienie, ulga, a następne rozbawienie. Mimowolnie poczułam bardzo dużą ulgę na sercu. – A teraz proszę was… zabierzcie do ode mnie – zawołałam zrozpaczona w kierunku przyjaciół.
    Salon w domu Potterów wyglądał przepięknie. W kominku wesoło huczał ogień. Ustawiona w kącie pokoju choinka mieniła się od kolorowych bombek i białych świeczek. Duży dębowy stół był nakryty dla siedmiu osób. Postawione na nim było pełno przeróżnych potraw. Nie zabrakło oczywiście butelki wina.
                Stałam w swoim pokoju przeglądając się w lustrze. Założyłam jasną sukienkę, którą wmusiły we mnie dziewczyny. Idealnie opinała się na ciele uwydatniając to co najlepsze. Sukienka była dość krótka, ale to było jasne jak słońce, bo nie byłabym sobą, gdybym nie założyła jakiejś mini. Włosy spięłam w niedbałego koka wypuszczając kilka pasemek. Makijażu praktycznie nie zrobiłam wcale, ale go nie potrzebowałam. Wsunęłam na stopy szpilki o ton jaśniejsze od kiecki i wyszłam z pokoju napotykając wystrojone Mary i Lily. Gdy tylko znalazłam się w domu Potterów wiedziałam, że nie mam szans stąd uciec. Tym bardziej w święta. Na nic zdały się wymówki, że nie mam ze sobą ubrań, ani żadnych kosmetyków.
– Chyba nie jest źle, co? – zapytałam z delikatnym uśmiechem. Po długich namowach przyjęłam od przyjaciółek sukienkę, choć byłam sceptycznie do tego nastawiona. O wiele bardziej wolałabym ubrać się w dres i rozłożyć się przed kominkiem.
– Jest idealnie – Carter uśmiechnęła się szeroko. A Lily dołączyła do niej i chwyciwszy nas pod pachy pociągnęła w kierunku schodów. Jakie było moje zdziwienie kiedy zobaczyłam Huncwotów w garniturach. Ostatni raz tak wyglądali ponad dwa lata temu na uroczystym zakończeniu szkoły.
– A gdzie, Lorens? – zapytałam szeptem nie widząc nigdzie tej wrednej małpy, co wydało mi się dziwne, bo jak tylko mogła pokazywała mi jaką z Syriuszem są szczęśliwą parą.
– Pojechała do rodziców – odpowiedziała cicho Mary i podeszła do Remusa.

Po tradycyjnym podzieleniu się opłatkiem, a trzeba dodać, że mi i Syriuszowi szło to opornie, wszyscy zasiedliśmy do stołu delektując się potrawami, które przyrządziła przyszła pani Potter. Zostałam usadzona między dziewczynami. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że naprzeciwko mnie siedział Black, który teraz nonszalancko opierał się prowadząc wesołą pogawędkę z Jamesem.
– Przepraszam, muszę do toalety – uśmiechnęłam się przepraszająco i z gracją, jak to zazwyczaj robiłam, wstała z miejsca podążając ku schodom. Łapa zaczął mnie irytować i musiałam choć na chwilę z nim nie przebywać w jednym pomieszczeniu. Nie doszłam jeszcze do łazienki, a usłyszałam za sobą kroki. Stanęłam w miejscu i odwróciłam się. Tuż przede mną nie stanął nikt inny jak sam Syriusz Black we własnej osobie. Gdybym mogła to przełknęłabym głośno ślinę, ale to poniekąd była jakaś oznaka słabości.
– Powinniśmy porozmawiać – zaczął Łapa patrząc uważnie na moją twarz, a ja miałam ochotę zapaść się pod ziemię.
– Nie wiem czy to ma jakikolwiek sens… - powiedziałam powoli, przełykając z trudem ślinę. Idź sobie, idź sobie.
– Musimy wyjaśnić sobie parę rzeczy – ciągnął Black uparcie wpatrując się we mnie. Uciekłam wzrokiem gdzieś w bok, jakby to miało mi pomóc w wymiganiu się od rozmowy.
– Zacznijmy od… – Syriusz urwał nagle wpatrując się w sufit. Momentalnie podążyłam za jego wzrokiem pełna złego przeczucia. Kiedy dostrzegłam jemiołę, myślałam, że szczenna opadnie mi na podłogę. To jakaś ironia losu! To się nie może tak skończyć! W głowie pojawiło mi się nagle tysiąc myśli. Poczułam na sobie wzrok Blacka. Po chwili, która dla mnie trwała wiecznością, spojrzałam na niego. To był błąd. Moje serce nagle zaczęło bić jakby się chciało wyrwać w mojej piersi. Prawie czułam jego ciepły oddech na moim policzku. Od tego spojrzenia poczułam jak nogi się ze mną uginają.
– Jesteś okropny – powiedziałam cicho, a Łapa był zdecydowanie zbyt blisko.


Udało mi się już jako tako poprawić rozdziały napisane bodajże w 2011 roku. Dopiero dziewiąty rozdział jest napisany na nowo. Enjoy :)

11 komentarzy:

  1. O, nowy szablon? Widzę topaz, dużo topaza, topaz to teraz podstawa, świetny efekt ;)).
    Rozdział przeczytałam już wczoraj wieczorem, ale nie zdążyłam już skomentować, więc robię to dziś rano (ech, ja lubię wcześnie wstawać, serio xD).
    Troszeczkę niedosyt opisów czułam. Ale nie martw się, ja zawsze wszędzie i u każdego czuję niedosyt opisów, bo dla mnie opisy to taka żelazna podstawa jak topaz na szablonach ^^. A może nawet jeszcze bardziej (wgl nie wiem, skąd mi się to wzięło, ale już od pierwszego opowiadania piszę twory, w których jest prawie sam opis i mało co dialogów ;P).
    Tak teraz sobie myślę, że trochę mnie dziwi, jak Dorcas i Huncwoci się zaprzyjaźnili. Domyślam się, że stało się to jeszcze w czasach szkolnych, których nie opisywałaś, tylko po prostu od razu dałaś nam całe to towarzystwo już zapoznane ze sobą i lubiące się. Może kiedyś w ramach jakiejś retrospekcji czy wspominania opisz, jak do tego doszło, że się zaprzyjaźnili? To niewątpliwie byłoby dość ciekawe ^^.
    O, nie spodziewałam się tutaj Dumbla i Minerwy. Czyżby jakoś się dowiedzieli o powrocie Dorcas? A jej przyjaciele nie wiedzieli o tym, że żyła wśród mugoli i nosiła imię Gabrielle? Bo zachowali się, jakby nie mieli o niczym pojęcia. Ale ciekawe, jak Dumbel to wyniuchał, i czy serio nie byłaby bezpieczna w Ameryce? No chyba, że kreujesz ją inaczej niż ja, bo u mnie to poza Anglią raczej nikt specjalnie nie interesuje się Voldkiem i jego działalnością ;).
    Teraz jednak ma dziewczyna przechlapane, bo musi zostać. O, widzę też, że się kłóci z Syriuszem, nie wiem czemu, ale przeczuwam jakiś paring między nimi. Może to wpływ tylu opowiadań, w których autorzy robią z tej dwójki parę, a może po prostu ich zachowanie wskazuje na jakąś większą zażyłość? Nie mniej jednak, skoro Dor jest obiektem zainteresowania Voldka, może być ciekawie, ja tak lubię, kiedy on się pojawia i kiedy widać, że działa ^^.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szablon jak dla mnie jest przepiękny, taki Dorcasowy :D Naprawdę jesteś szalona wstając tak wcześnie. Też nie lubię spać do południa, ale do 9-10 to moje minimum.
      Co do opisów to wzięłam się w garść. Znalazłam moją ulubioną książkę o poprawnej pisowni i mam zamiar się przyłożyć. Do tego w ruch pójdzie też kilka innych książek i internet :)
      Przyjaźn Dorcas i Huncwotów to naprawdę ciekawa rzecz. Na pewno kiedyś wspomnę jak to wszystko się stało, ale trzeba będzie jeszcze trochę na to poczekać, bo aktualnie Dorcas ma namieszane w głowie. Jestem dla niej okropna :D
      Dumbledore zawsze przecież wiedział o wszystkim, kto wie czy jej nie śledził :evil laugh: A jej przyjaciele nie wiedzieli nic, bo powiedziała, że wyjeżdża i tyle jej było. Też uważam, że w Ameryce byłaby bardziej bezpieczna, ale sam fakt, że jest na liście Voldzia i była dość sławna, więc szybko by ją znaleźli. A nóż widelec Dumbledore chce ją wykorzystać do zgładzenia Voldemorta? Kto wie :)
      Można przeczuwać paring między nią, a Syriuszem, bo przecież kiedyś byli razem, a wiadomo, że stara miłość nie rdzewieje. Tylko, że oboje przez ten czas się zmienili i nie wiadomo czy byłoby tak jak dawniej :)

      Usuń
    2. Może są pewne niedociągnięcia w nim (np. zmazany czubek głowy Dorcas i prześwitujący zza jej włosów księżyc, który w tym miejscu raczej powinien być wymazany), ale mi się też podoba ^^. Jest prosty i skromny, a ja nie lubię, jak jest nawalone milion dwieście różnych wzorków, obrazeczków itp.
      Opisy są świetnym sposobem na lepsze zarysowanie fabuły i bohaterów ^^. Ja akurat się ich nie uczyłam, bo przychodziły mi po prostu instynktownie (ogólnie czytam dużo książek), ale za to, wciąż mam poważne problemy z dialogami. Są drewniane, suche i pozbawione naturalności.
      No, ale może kiedyś się uda wpleść, bo ten wątek by pewne kwestie wyjaśnił, które obecnie sprawiają wrażenie, jakby zostały wyrwane z kontekstu.
      Zaiste, Dumbel w sumie mógł wiedzieć coś więcej... I też może być tak, że ma jakiś plan powiązany z jej osobą, dlatego mu zależy, żeby została? Tylko w takim razie, co z przepowiednią dotyczącą Harry'ego, skoro u ciebie jest o Dorcas? Nie będzie już tej o Harrym?
      No tak, to słusznie mi się coś zdawało ^^. Choć ogólnie jest to popularny paring; na niemal każdym blogu o Huncwotach, który czytałam, Syriusza łączono z Dorcas, którą spotykałam już wrzuconą do niemal każdego hogwarckiego domu. Były Ślizgonki, Gryfonki, a nawet Krukonki ;P. W zasadzie, nie wiadomo, gdzie ona dokładnie była i na jakim roku, więc może dlatego taka rozbieżność w domach i zakładanie, że była na roku z Huncwotami ;).

      Usuń
    3. A nawet w szablonie nie zwróciłam na to uwagi, bo go pobrałam. Kompletnie się nie znam na ich robieniu i zazwyczaj szukam gotowców.
      Mi z kolei dialogi raczej nie sprawiają większych problemów. Kiedy tworzę opisy i są już trochę dłuższe mam wrażenie, że strasznie przynudzam i praktycznie nic one pożytecznego nie wnoszą. Powiem ci, że książek tez dużo czytam, ale wiadomo niektórym lepiej wychodzi to, a innym co innego :)
      A to czy nie będzie przepowiedni o Harrym dowiesz się na samym końcu opowiadania, nie ma tak łatwo :D Ja zawsze spotykałam Dorcas Gryfonkę, która była grzeczna, śliczna, nie miała wad i była cacy. Zero charakteru. Mnie najbardziej ciekawi to, dlaczego Voldemort zabił ją osobiście, dlaczego była taka ważna. No ale tego niestety nigdy się nie dowiemy i możemy jedynie snuć domysły :)

      Usuń
    4. A, czyli nie zamawiałaś go? Ja muszę sobie robić sama, bo moje bohaterki mają dość specyficzny wygląd, szczególnie Evelyn, i w gotowcach to ich raczej nie znajdę.
      Kurczę, dialogi... Jak mam napisać dialog, to normalnie ogarnia mnie wielka ochota wyłączenia okienka z zaczętym postem. Przy opisach czuję się dobrze, ale dialogi są dla mnie trudne i muszę dużo się nad nimi zastanawiać i poprawiać je potem. Na początku miałam problem z tym, że postacie wyrażały się nadmiernie kwiecistym językiem ;P.
      W sumie z tymi Dorcas co ja widziałam, to było różnie, obecnie też czytam chyba jeszcze parę opowiadań, w których ona jest, ale im akurat nie mam za wiele do zarzucenia. Ale kwestia jej ważności jest ciekawa - na pewno musiała coś w sobie mieć, skoro taki wielki Voldi zwrócił na nią uwagę.
      Tak w ogóle, od jakiegoś czasu ciekawi mnie, jak w ogóle trafiłaś na Niebieskie marzenia xD. Bo wcześniej cię w blogosferze raczej nie kojarzyłam ;).

      Usuń
    5. Nie, nie zamawiałam, bo zawsze nie mam szczęścia, żeby wybrano akurat moje zamówienie, więc już dawno dałam sobie spokój :)
      Na blogosferze jestem zupełnie nowa. Kiedyś dużo udzielałam się na onecie. Przestałam kiedy onet zszedł na psy. Wszystkiego było mnóstwo. Pełno Disney'a i dennych opowiadań o Justinku, do tego masa opowiadań oparta wyłącznie na dialogach (ja przynajmniej staram się umieszczać opisy). Zniechęcona tym wszystkim rzuciłam blogi i przeniosłam się na tworzenie filmów na YouTube. Ale ostatnio przypomniałam sobie opowiadania i zapragnęłam jakieś przeczytać. Znalazłam jedno (więcej-niż-słowa). Wciągnęłam się strasznie. Jeden dzień i przeczytane. Zapragnęłam więcej. Klikałam z bloga na blog, aż w końcu natrafiłam na Twój. Zobaczyłam, o prawie czterdzieści rozdziałów, będę miała co czytać. Bardzo lubię takie blogi, gdzie jest już dużo postów, bo mogę czytać wszystko na raz. Na początku byłam scpetycznie nastawiona do opowiadania. Odrzucała mnie postać Evelyn, taka inna. Ale z każdym rozdziałem się przekonywałam i chciałam więcej i więcej.
      Można więc powiedzieć, że zjawiłam się nagle i znikąd. :)

      Usuń
    6. Zapomniałam dodać, że na blogspocie jest tak przyjemnie spokojnie. W każdym razie nie natrafiłam jeszcze na żadne pokemony co mnie cieszy niezmiernie.

      Usuń
    7. Ja w sumie pierwsze opowiadanie zaczęłam pisać w 2012, jeszcze na onecie, ale zaledwie miesiąc później wyniosłam się na blogspot, bo to już był czas, kiedy onet się psuł, kasował posty i cudował :/. Już prawie rok siedzę na blogspocie, z początku faktycznie był spokojny, ale teraz i tu zaczyna się robić jak na onecie.
      No, u mnie rozdziałów dużo, zwykle to odstrasza (sama wolę znajdować blogi z prologami, żeby móc je śledzić od początku), ale cieszę się, że przeczytałaś ^^. Evelyn jest bardzo kontrowersyjna, ja ogólnie lubię być inna i tworzyć coś innego niż standardy. Niebieską po prostu zwykle się albo kocha, albo nienawidzi.

      Usuń
    8. Albo i kocha i nienawidzi zarazem, jak na przykład ja. Ja chciałam nawet powrócić na onet, ale wtedy już były te akcje z samokasujacymi się postami. Jak na razie nie odczuwam tutaj onetowskiego kidu i pokemoństwa, co mnie bardzo cieszy.
      A widzisz. Mi bardzo cięzko czytać blogi, które mają sam prolog. Jestem osobą raczej niecierpliwą i często gęsto spotykałam opowiadania o słomianym zapale. A te dłuższe co mają już 20+ rozdziałów wiadomo, że przetrwają.

      Usuń
    9. Evelyn ma na tyle pogięty charakter, że budzi różne emocje ;). Ale nie chciałam robić z niej jakiegoś ckliwego, poukładanego ideału, chciałam, żeby miała wady. W sumie udało mi się ją stworzyć niemal tak, jak chciałam. Gorzej z samym opowiadaniem.
      Co do onetu, ja się nawet cieszę, że się zepsuł, bo gdyby nie to, pewnie nigdy nie poznałabym blogspota i dalej bym siedziała w tym kicie...
      Ja po prostu jestem straszliwie leniwa i mam dużo opowiadań do czytania na bieżąco, więc teraz rzadko się biorę za coś nowego. W zasadzie nie pamiętam, kiedy ostatni raz znalazłam coś tak długiego i nadrobiłam w całości. Bardzo rzadko też czytam coś nie będącego ff HP.

      Usuń
    10. Też się cieszę, że się popsuł, bo zaczęłam odkrywać uroki blogspota. Tyle możliwości co do samego wyglądu. Cały czas wprawiają mnie w zadziwienie te śliczne szablony, które widzę u niektórych.
      Też jestem leniwa, ale akurat nie do czytania. Jak już się do czegoś dorwę to mnie nie ma. Nawet żadna z gier mnie tak nie wciąga. Ja też bardzo rzadko czytam coś co nie jest ff HP.

      Usuń