środa, 20 marca 2013

Rozdział czwarty: Na Pokątną


                Cała nasza szóstka stała na środku ciepłego salonu wpatrując się w kominek.
                – Drocas, nie miej takiej miny – zaśmiała się Lily patrząc mnie, kiedy z uporem maniaka wpatrywałam się w kominek mając nadzieję, że może zaraz wybuchnie. Oczy wszystkich momentalnie zwróciły się w moją stronę.
                – Czy wspominałam kiedyś, że nie lubię Fiuu? – zapytałam z nietęgą miną. Odpowiedział mi tylko śmiech przyjaciół. Nie lubiłam tego uczucia. Bo wylądowaniu w odpowiednim miejscu zawsze brało mnie na wymioty. Przecież są przyjemniejsze środki transportu.
                – Dobra, ja polecę pierwszy – zaproponował Remus z uśmiechem. Rzucił w płomienie garstkę proszku, a po chwili szmaragdowe języki ognia ślizgały się po jego ciele. – Pokątna! – powiedział głośno i wyraźnie i już go nie było.
                Mary już miała wchodzić do kominka, ale powstrzymała ją Lily. Zdziwiona zamrugałam kilka razy. Wszyscy już polecieli, więc dlaczego one nadal stoją tutaj?
                 – Dorcas, muszę ci coś powiedzieć – rudowłosa gdyby mogła to by latała ze szczęścia. Założyłam dłonie na biodrach uważnie patrząc na przyjaciółki. Dobrze wiem, że kto jak to, ale Lily to potrafiła cieszyć się z nawet najmniejszych głupot.
                – Czy ja o czymś nie wiem? – zapytałam widząc jak obie szczerzą się od ucha do ucha. To nie mogła być byle błahostka skoro obie wyglądały piorun je trzasnął.
                – Patrz! – zawołała Lily i pomachała dłonią tuż przed moimi oczami. Przez chwilę nie wiedziałam o co chodzi, ale kiedy zobaczyłam błyskotkę na serdecznym placu rudowłosej wytrzeszczyłam oczy, a po chwili zaczęłam skakać wesoło jak małe dziecko. Po chwili rzuciłam się na szyję Lil.
                – Oświadczył ci się! Oświadczył! – krzyczałam uśmiechnięta. – Mary! On jej się oświadczył! – zawołałam ponownie, a szatynka dołączyła do naszego kręgu tulenia z wielkim uśmiechem.
                – Kiedy to zrobił? – zapytałam biorąc w dłoń garstkę proszku Fiuu i stając w kominku. Teraz to już nawet ta podróż nie mogła mi popsuć humoru. To było takie wspaniałe wydarzenie!
                – Niedługo po skończeniu Hogwartu – odpowiedziała z szerokim uśmiechem patrząc na mnie radośnie.
                – Na Pokątną! – powiedziałam i już po chwili poczułam jak nogi odrywają mi się od powierzchni i szybuję ciul wie gdzie, w ciul wielką prędkością.

                Kiedy stanęłam już na nogach niemalże wyfrunęłam z kominka. Jeśli tak dalej pójdzie to ten uśmiech zostanie mi już tak na zawsze.          
                – Jaaaaaaames! – zawołała rzucając mu się na szyję. Zdziwiony Rogacz spojrzał po przyjaciołach, którzy byli tak samo zdziwieni jak on. No i o co im chodzi? To już nawet cieszyć się nie można?
                – Em… Dorcas, stało się coś? – zapytał patrząc na mnie, lecz nie dane było mi odpowiedzieć, bo zjawiła się Mary z rudowłosą.
                 – Lily powiedziała jej o waszych zaręczynach – poinformowała Carter podchodząc do Remusa. A na twarzach innych pojawiło się zrozumienie i nieznaczne uśmiechy
                – Ale to taka wspaniała wiadomość – wzruszyłam się. Czułam jak moje oczy robią się lekko szkliste. Na szczęście były to łzy szczęścia. Wszyscy roześmiali się i ruszyli przed siebie gawędząc wesoło.
  
 Pogoda dopisywała. Deszcz nie padał, a lekki wietrzyk poruszał spadającymi liśćmi. Jak na takie warunki atmosferyczne na pokątnej było tłoczno.
– Muszę zajść do Gringotta. Czas wymienić mugolskie pieniądze - powiedziałam uśmiechnięta wbiegając po marmurowych schodach. Prowadząc mugolskie życie udało mi się odłożyć całkiem pokaźną sumkę. Kiedy wyjeżdżałam nie miałam praktycznie nic. Stać mnie było jedynie na dwutygodniowy pobyt w pensjonacie i ledwo na wyżywienie.
                Z pełną sakiewką w torbie pchnęłam ciężkie drzwi. Kiedy przyzwyczaiłam oczy do słońca, zaczęłam szukać moich przyjaciół. W końcu ich dostrzegłam i ruszyłam w tamtą stronę.
                 – Łapciu! – dobiegł ich piskliwy głosik. Wszyscy momentalnie zwrócili głowę w tamtym kierunku, z które pochodził, a ja zatrzymałam się w połowie drogi kompletnie zszokowana.
                – Tylko nie ona – stęknęła Lily z niechęcią patrząc na dziewczynę. Lily razem z Mary, Remusem i Jamesem stali przy schodach z niewyraźnymi minami. Coś tutaj było nie tak i ktoś kogoś najwyraźniej nie lubił. Nie chcąc się zdradzać powoli i cicho zaczęłam do nich podchodzić.
                 – Nie znoszę jej – mruknęła rudowłosa zakładać dłonie na piersiach i patrząc złowrogo na dziewczynę, z którą rozmawiał Syriusz.
                 – A kto ją lubi? – zapytał Remus przyciągając do siebie Mary.
W końcu podeszłam do nich jak gdyby nigdy nic i uśmiechnęłam się szeroko.
                 – Co macie takie ponure miny, hm? – zapytałam z wesołym uśmiechem. Dopiero po chwili podążyłam za wzrokiem przyjaciół patrzących na Syriusza rozmawiającego z jakąś dziewczyną.
                 – O… A któż to? – zapytałam, ale nikt mi nie odpowiedział. - Pójdę się przywitać – wzruszyłam ramionami i z uśmiechem wyrażającym pewność siebie podeszłam do Łapy i jego koleżanki. Sama nie wiem, dlaczego to robiłam. Być może znowu obudziła się we mnie Gabrielle, ale w sumie może być ciekawie. Syriusz spojrzał zszokowany, ale jednocześnie spojrzał na mnie, kiedy stanęłam tuż obok niego.
                – Przedstawisz nas? – zapytałam posyłając mu jeden ze swoich ładniejszych uśmiechów. Black otworzył usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Ha! Mam Cię, Black! Czyli, albo był w tak ciężkim szoku, albo nadal w jakiś minimalny sposób na niego działałam. Wzruszyłam ramionami i ze złośliwym uśmieszkiem spojrzałam na obcą dziewczynę. Miała krótkie włosy, koloru mysiego blond. Małe zielono-szare oczka patrzyły na mnie jakby miała mnie zaraz zabić. Była dość niska i dosięgała mi zaledwie do brody. Małe dłonie zaciskała w pięści trzymając je wzdłuż ciała.
– Jestem Dorcas Meadowes, przyjaciółka Syriusza – powiedziałam z ironicznym uśmieszkiem patrząc na dziewczynę z góry. Skoro reszta była moimi przyjaciółmi, to dlaczego nie mogłam powiedzieć tego o Syriuszu. W końcu kiedyś nimi byliśmy.
                – Wiem kim jesteś, jesteś tą ślizgonką, która… – mówiła pod nosem, a we mnie krew się zagotowała. Slytherin był moim domem i wcale się tego nie wstydziłam. Jedynie ludzie, którzy wybrali drogę taką, a nie inną.
                 – Słucham? Nie usłyszałam – przerwałam je z wrednym uśmieszkiem. Nikomu nie pozwolę naigrywać się ze mnie.
                 – Sarah Lorens, dziewczyna Syriusza – powiedziała dumnie, a ja poczułam ukłucie zazdrości. Nie mogłam dać tego po sobie poznać. Jestem ślizgonką, a w dodatku z rodu Meaowes, potrafię zagrać kogoś kim nie jestem i ukryć swoje uczucia.
                – Łapo, dlaczego nie mówiłeś, że masz dziewczynę? – dotknęłam ramienia Blacka posyłając mu rozbrajający uśmiech. Jego bliskość mnie przerażała, ale nie mogłam w tym momencie dać za wygraną. Uraziła moją dumę. W tym właśnie momencie podeszła do nas reszta. Widziałam już po oczach dziewczyn jaką im sprawiłam frajdę. One zawsze mnie rozumiały.
                – Dorcas, musimy zajść jeszcze do Madame Malkin, a czasu jest mało… – zaszczebiotała Lily posyłając Sarah złośliwy uśmiech. Kocham ją, normalnie ją kocham!
                – Oh, tak oczywiście. To na razie… Susan – powiedziałam uśmiechając się uroczo. Odwróciłam się na pięcie i chichocząc ruszyłyśmy prze siebie słysząc co jeszcze mówi mysia blondynka.
                – Jestem Sarah! – warknęła prawdopodobnie patrząc na mnie. Nic sobie z tego nie robiąc z gracją odrzuciłam włosy na plecy śmiejąc się z tego co akurat mówiła Lily.

                Zadzwonił dzwonek w drzwiach i do środka sklepu wsypało się trochę ludzi. Drewniana podłoga była wypolerowana na błysk. Na wielkich oknach były zawieszone fioletowe zasłony spięte srebrną klamrą u dołu. W sklepie było już parę ludzi, a Madame Malkin dwoiła się i troiła, aby wszystkich obsłużyć.
                 – Dzień dobry! – zawołałam wesoło uśmiechając się pogodnie. Pulchna kobieta w fioletowym stroju stanęła przed nami. A na widok mojego uśmiechu, aż sama się uśmiechnęła. Jej spojrzenie ślizgało się po wszystkich aż spoczęła na Lily.
                – Ah! Panna Evans! Proszę, proszę! – zawołała radośnie wskazując rudowłosej stołek. Huncwoci wraz z Sarah usiedli na kanapie w kącie pomieszczenia. Zagarnęłam do  siebie przyjaciółki i pchnęłam je w stronę stołka.
                 – Jeszcze tylko to – powiedziała do siebie Madame Malkin i machnęła różdżką, a dziewczyny i krawcową otoczył parawan.
                – Jak myślicie długo to będzie trwało? – dobiegł nas głos Jamesa zza kotary.
– Oj stary… Posiedzimy sobie tutaj trochę – odpowiedział mu Syriusz i któryś z nich poruszył się na kanapie.
                – … to nie może być tak – powiedziała Carter, brakowało tylko tupnięcia nogą.
                -  Mi się podoba – powiedziałam patrząc na suknię.
                – Dorcas! To jest zbyt wyzywające! – zganiła mnie Lily.
                – Oh, no dobra… Niech ci będzie – dałam za wygraną. – Ale ten gorset ma tam zostać!
                – Ta falbanka wygląda ślicznie! – zachwycała się Mary.
                – A może tutaj by dać takie rozcięcie… – powiedziałam dłonią wskazując miejsce.
                – Dorcas! To ma być suknia ślubna! – zawołała rudowłosa, a ja wygięłam usta w podkówkę robiąc smutną minę.
    Madame Malkin nie wytrzymując ze śmiechu wyszła przed parawan wycierając łzy, była aż cała czerwona na twarzy.
                 – One są fantastyczne – wykrztusiła śmiejąc się po czym przecierając okulary weszła z powrotem za parawan
   – Dobra panienki, odsuńcie się trochę – powiedziała Madame Malkin. Zrobiło się nagle dziwnie cicho, a ja nie dowierzałam moim oczom.
                – Co pani zrobiła?! – zawołałam oburzona. – Ten gorset miał zostać!
                Mary wybuchnęła śmiechem i wyszła przed parawan i opadła na pufę, która była naprzeciwko stołka, na którym stała Lily.
                – Kochana… – zaczęła Madame Malkin zaśmiewając się do łez. - Dobrze zostawię ten gorset, ale teraz dołącz już do swojej przyjaciółki - tu spojrzała na Mary – zanim pęknie ze śmiechu.
                Oburzona wymaszerowałam zza parawanu i opadłam na pufę obok Mary.
                – Ja was nie rozumiem… Ta suknia by była śliczna! – zawołała, a po chwili uśmiechnęła się.
                – Tak Dorcas byłaby cudowna, ale dla ciebie – odpowiedziała mi Mary posyłając powietrznego buziaka Remusowi, a ja teatralnie wywróciłam oczami.
                Założyłam nogę na nogę patrząc co tam wyczynia krawcowa. Huncwoci pogrążyli się w rozmowie na temat Quiditcha, a Sarah obrażona na cały świat czytała „Czarownicę“.
                Po chwili Mary uderzyła mnie łokciem w bok, a ja spojrzałam na nią z wyrzutem.
                – Co? – zapytałam cicho widząc jej dziwny uśmieszek.
                – Ten szatyn po lewej stronie gapi się na ciebie już od pięciu minut – szepnęła Carter uśmiechając się pod nosem. Uniosła  jedną brew, ale spojrzałam w kierunku chłopaka. Faktycznie na mnie patrzył, a kiedy nasze spojrzenia spotkały się posłał mi rozbrajający uśmiech. Uśmiechnęłam się uroczo owijając kosmyk włosów wokół palca. Przeniosłam spojrzenie na Lily, ale co jakiś czas moje oczy uciekały do tajemniczego szatyna. Wiedziałam, że Black kiedyś w końcu spojrzy na mnie. Dobrze zdawałam sobie z tego sprawę, że irytuje go ta sytuacja. Zachowuję się jak jego najlepsza przyjaciółka wdając się ze wredną pogawędkę z jego dziewczyną, a potem na jego oczach flirtuję z innym facetem. Chciałam mu się odegrać za to, że go zostawiłam, a on znalazł sobie dziewczynę i był szczęśliwy. Boże, ale jestem płytka.
                – Dorcas, Mary mówiłam wam, że jesteście moimi druhnami? – po sklepie rozniósł się głos radosnej Lily tym samym wyrywając mnie z zamyślenia.
                 – Naprawdę? – zawołałam zrywając się z miejsca i znikając za parawanem, a tuż za mną roześmiana Carter. Uwielbiałam imprezy. A tu będę druhną na ślubie mojej najlepszej przyjaciółki! Tego nie mogę przegapić.
                – W takim razie co my tutaj jeszcze robimy? Trzeba mieć sukienki!  – zawołałam wesoło.
– Kochana, na co czekasz? Już zabieraj się do pracy – rozbawiona krawcowa wyczarowała dla mnie drugi stołek.
                – Mogę? – zapytałam zszokowana patrząc na Madame Malkin błyszczącymi oczyma. Kobieta pokiwała głową z szerokim uśmiechem. W końcu praca modelki przyczyniała się do tego, że znałam najnowsze trendy, wiedziałam co z czym połączyć, a czego unikać. – Mary wskakuj! I teraz nie będziesz miała nic do gadania! – powiedziałam uśmiechając się złowieszczo. Wiedziałam, że mi się uda. Czarowania się nie zapomina, tak samo jak prowadzenia samochodu. W Hogwarcie najlepiej szło mi z zaklęć i transmutacji. W ostatnim roku moja wiedza pogłębiła się jeszcze bardziej, bo w planach miałam zostanie aurorem.
            – Lily, ratuj mnie! – roześmiała się Mary, a ja potrząsnęłam głową natychmiast na twarz przywołując pogodny uśmiech.
             – Przykro mi, skarbie – odparła rudowłosa uśmiechając się szeroko.

                 Po niecałych dwóch godzinach wyszliśmy ze sklep. Byłam szczęśliwa. Madame Malkin udostępniła mi wszystko co miała, abym mogła stworzyć dla nas kreacje. Rozejrzałam się po przyjaciołach. Oni również tak jak ja wyglądali na szczęśliwych. No może prawie wszyscy. Sarah była wściekła. Domyśliłam się, że to moja obecność wprowadzała ją w tak cudowny stan.
            – Dorcas! – ktoś zawołał, a wszyscy ja na komendę odwrócili się. W drzwiach sklepu stał ten tajemniczy szatyn. Uśmiechnęłam się i wyuczonym gestem odgarnęłam włosy na plecy.
                – Znasz moje imię – powiedziałam z uśmiechem podchodząc do chłopaka.
                – Trudno go nie zapamiętać, kiedy niesie się ono po sklepie - odpowiedział nonszalancko opierając się o framugę drzwi. – Ale gdzie moja kultura. Jestem Marcus O’Conner – powiedział lekko się kłaniając.
                – Dorcas Meadowes – uśmiechnęłam się uroczo odgarniając z oczu pasemka włosów.
                – Blondi! – zawołała Lily ponaglając mnie. Dobrze znałyśmy te zagrywkę. Pozwalałyśmy zawsze na krótką pogawędkę, a później jedna wołała drugą, sprawiając, że chłopak nie mógł się wszystkiego dowiedzieć i był bardziej zainteresowany.
                – Już idę – odkrzyknęłam po czym spojrzeniem wróciłam do chłopaka. - Przyjaciółki mnie wzywają – roześmiałam się teatralnie wywracając oczami.
                – Miło było poznać – powiedział Marcus patrząc na mnie z uśmiechem.
                 – Napisz coś… kiedyś – powiedziałam puszczając mu perskie oko. Nim zdążył coś powiedzieć uśmiechnęłam się rozbrajająco i pobiegłam do swoich przyjaciół.




Coś mi się stało z tabulatorami, ale jak próbuję to naprawić dzieje się jeszcze gorzej. Mimo wszystko mam nadzieję, że wam się podobało :)

4 komentarze:

  1. Jestem, jestem! :) Przepraszam, że tak późno.
    Bardzo podobał mi się rozdział. Akcja z Syriuszem, Sarah i Dorca... no i jeszcze Marcus C; nie wiem czemu, ale nie wydaje mi się, żeby miały być "tym dobrym".
    Żadnych poważnych błędów nie wyłapałam ;)
    Czekam na następny rozdział, i postaram się skomentować na czas C;
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ważne, że późno, ważne, że zawitałaś :)Ciekawe spostrzeżenie na temat Marcusa. Ale oczywiście nie zdrdzę czy jest on dobry, albo zły (a może pomiędzy? haha). Cieszę się, że błędów brak :)

      Usuń
  2. Witam.
    Zaciekawiłaś mnie, nie powiem. Ostatnio trochę się narobiło tych historii o Dorcas (sama nawet jedną piszę/pisałam)), ale Twój pomysł jest dość nietuzinkowy. Dorcas powracająca po latach, ukrywająca się w śmiecie mugoli jako modelka Gabrielle De River? Kupuję to! Naprawdę podoba mi się oryginalne spojrzenie na tę postać i czuję, że jeszcze nie jednym mnie zaskoczysz. Szczególnie czekam na rozwinięcie sytuacji Dorcas/Syriusz, bo powiem szczerze, że bardzo lubię tę dwójkę. I nie wydaje mi się, że fakt, że Syriusz ma dziewczynę, jest jakąś wielką przeszkodą, haha ;>>
    Czekam na następny rozdział i życzę dużo weny.
    Pozdrawiam!
    [zatrute-serce.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Parring Dorcas/Syriusz to mój ulubiony ze wszystkich Potterowskich. Też widziałam dużo historii o niej, ale w większości Dorcas była gryfonką co bardzo gryzło mi się z jej osobowością. Nie wiem czy kiedyś gdzieś przeczytałam, że Meadowes była w Syltherine, ale tak mi się ułożyło w głowie i tak już zostało. Cieszę się, że mogłam Cię zaskoczyć fabułą :)

      Usuń